Obchodzony wczoraj w Izraelu Dzień Pamięci Holokaustu został zdominowany przez temat... Iranu. Mniej mówiono o ofiarach Trzeciej Rzeszy, a więcej o programie atomowym reżimu ajatollahów. Najważniejsze uroczystości odbyły się na terenie jerozolimskiego instytutu Yad Vashem, na placu Bojowników Getta Warszawskiego.
Pierwszy zabrał głos premier Beniamin Netanjahu. – Ludzie, którzy ignorują zagrożenie ze strony Teheranu, nie odrobili lekcji Holokaustu – mówił. – Nuklearny Iran to straszliwe zagrożenie dla Państwa Izrael i dla świata. Wspominając Zagładę, musimy myśleć o przyszłości. Nie będziemy stali z założonymi rękami.
Mur ze stali
W podobnym tonie wypowiadali się wczoraj również inni oficjele. – Jesteśmy dziś silnym narodem. Ludzkość musi wyciągnąć wnioski z Holokaustu i przeciwstawić się nowym zagrożeniom, zanim nie będzie za późno. Iran jest takim zagrożeniem. Izrael ma możliwość i wolę, aby sobie z nim poradzić – mówił prezydent Szymon Peres.
Szef sztabu izraelskiej armii gen. Benny Gantz dodał, że 70 lat po Holokauście naród żydowski jest „potężny i silny" i żaden wróg nie będzie w stanie go pokonać. – My, armia, jesteśmy murem ze stali, który obroni naród – przekonywał. Wtórował mu minister Dan Meridor, który stwierdził: – Mówią, że Izrael powstał w wyniku Holokaustu. To kłamstwo. Holokaust wydarzył się dlatego, że nie było Izraela. Do kolejnej Zagłady nie dopuścimy.
Izrael od dłuższego czasu porównuje Iran do Trzeciej Rzeszy. Takiego natężenia podobnej retoryki jak w ostatnich tygodniach jednak nie notowano. W samym Izraelu wywołuje to mieszane uczucia. Premier Netanjahu przez opozycję i liberalnych komentatorów oskarżany jest o „grę Holokaustem i wykorzystywanie narodowej tragedii do własnych celów".