Naziści, rasiści i antysemici – takie oskarżenie pod adresem swojego ugrupowania usłyszała niemiecka polityk Marina Weisband kilka dni temu w jednym z popularnych talk-show. Już po programie dowiedziała się, że powinna się wstydzić za Partię Piratów. Nie wytrzymała i wylądowała w szpitalu zdruzgotana psychicznie.
Piraci istnieją od sześciu lat i nikt nie zaprzątał sobie nimi głowy do czasu ostatniego sukcesu wyborczego w Berlinie i całkiem niedawno w Kraju Saary. Wtedy wyszły na jaw sprawy, które każde niemieckie ugrupowanie chciałoby zamieść pod dywan. Chodzi o bliskość niektórych członków Partii Piratów do neonazistów.
Już przed tygodniem media rozpisywały się na temat decyzji sądu partyjnego Piratów, który wydał orzeczenie umożliwiające pozostanie w strukturach partyjnych Bodo Thiesena. Udowadniał on, że nazistowskie Niemcy miały pełne prawo napaść na Polskę w 1939 roku. „Polska wypowiedziała Niemcom wojnę, nie bezpośrednio, ale za pomocą mobilizacji powszechnej " – pisał przed kilkoma laty. W dodatku bronił publicznie jednego z tzw. kłamców oświęcimskich negującego Holokaust. Sprawa wyszła na jaw, gdy Thiesen ubiegał się o członkostwo we władzach partii.
Piraci zdobywają popularność niezwykle szybko. Mają już ponad 25 tys. członków i liczyć mogą nawet na 12-proc. poparcie obywateli, co daje im status czwartej partii Niemiec niedaleko za Zielonymi. Taki sukces może zawrócić w głowie.
– Rozwijamy się tak szybko jak NSDAP w latach 1928 – 1933 – ogłosił Martin Delius, szef frakcji Piratów w parlamencie Berlina. Na pełne oburzenia reakcje nie musiał długo czekać. Piraci stracili sporo ze swej świeżości i przestali być już ulubieńcami mediów. – To była jedna z przyczyn ich sukcesu – przekonuje „Rz" prof. Werner Patzelt, politolog. Ten etap dobiega powoli końca.
Stracili również sympatię SPD, które to ugrupowanie postrzegało Piratów jako sojuszników na scenie politycznej. Okazuje się jednak, że jedyną partią, która nie traci członków i sympatyków na korzyść Piratów, to ugrupowania chadeckie: CDU i CSU. SPD przestała więc traktować Piratów przyjaźnie.
Cieszą się jednak nadal wielkim poparciem obywateli. – Nie mają programu, są dyletantami w wielu ważnych sprawach i nie czynią z tego żadnej tajemnicy. Nie różnią się pod tym względem od zwykłych obywateli. To rodzi sympatię – tłumaczy Werner Patzelt. Nie wiadomo, jak długo będą się nią cieszyć.