Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton ostrzega, że każdy kolejny dzień przemocy w Syrii wzmacnia argumenty za podjęciem zdecydowanych działań. Przyznaje jednak, że interwencja militarna jest możliwa jedynie przy poparciu ONZ. Jej słowa rozwiewają wątpliwości, czy Zachód zdecyduje się wysłać wojska do Damaszku bez zgody Rosji i Chin – stałych członków Rady Bezpieczeństwa, którzy nie zgadzają się na rozwiązanie siłowe.
Rzeź w mieście Hula, gdzie w bestialski sposób zamordowano 108 osób, w tym 34 kobiety i 49 dzieci, nie przekonała władz w Moskwie i Pekinie do podjęcia radykalnych działań. Moskwa te dramatyczne wydarzenia potępiła, ale przekonuje, że to nie armia Baszara Asada ponosi za nie odpowiedzialność, tylko najemnicy i terroryści".
Chociaż pojawiają się coraz to nowe informacje o mordach dokonywanych na ludności cywilnej, czując wsparcie Kremla przywódcy syryjskiego reżimu, mogą spać spokojnie. Po tym, jak w miniony wtorek francuski prezydent Francois Hollande powiedział, że taka akcja – zaakceptowana przez Radę Bezpieczeństwa ONZ – jest możliwa, natychmiast zareagowała Rosja. Wiceminister spraw zagranicznych Giennadij Gaiło oświadczył, że Moskwa „zawsze mówiła, iż jest kategorycznie przeciwna jakiemukolwiek zewnętrznemu wtrącaniu się w konflikt syryjski, bo to pogorszy sytuację zarówno w Syrii, jak i w całym regionie". Podobne jest stanowisko Chin. Rzecznik chińskiego MSZ stwierdził, że Pekin sprzeciwia się jakiejkolwiek próbie „zmiany władz syryjskich przy użyciu siły".
W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem pozostaje „model jemeński", lansowany zwłaszcza przez sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna. Jego zdaniem taki wariant najlepiej nadaje się do wykorzystania na Bliskim Wschodzie.
Na czym polega „model jemeński"? Długotrwałe, masowe protesty społeczne doprowadziły do tego, że rządzący przez 33 lata prezydent Ali Abdullah Saleh zgodził się w listopadzie 2011 r. oddać władzę. Pełniącym obowiązki szefa państwa został wiceprezydent Abd Rabbuh Mansur Al Hadi. W styczniu 2012 r. jemeński parlament przyjął ustawę zwalniającą Saleha z odpowiedzialności karnej za zbrodnie popełnione podczas urzędowania. Natomiast Al Hadi był w lutowych wyborach jedynym kandydatem na prezydenta i ostatecznie 27 tego miesiąca urząd ten objął.
W warunkach syryjskich oznaczałoby to odejście Asada, tyle że władzę objąłby ktoś z jego otoczenia, a on sam otrzymałby gwarancje bezpieczeństwa. Od razu pojawia się kilka kluczowych problemów. Po pierwsze na taki wariant musi się zgodzić syryjska opozycja. Po drugie zgodę muszą wyrazić Rosja i Chiny. I po trzecie, trzeba zneutralizować Iran, kolejnego sojusznika obecnego prezydenta Syrii. To wszystko nie będzie łatwe.