W Naddniestrzu (separatystyczna republika w granicach Mołdawii) od czasów ZSRR stacjonuje 14. armia, ale jest to uznawane przez Kreml za „misję pokojową". Jest w niej ponad tysiąc żołnierzy. Jak napisała rosyjska „Niezawisimaja Gazieta", władze w Tyraspolu proponują Moskwie rozmieszczenie bazy wojskowej w zamian za „wsparcie finansowe, które chcą przeznaczyć m.in. na wzmocnienie bezpieczeństwa".

Propozycja wiąże się też z pozostaniem na stanowisku rumuńskiego prezydenta Traiana Basescu. Niedzielne referendum w sprawie jego dymisji uznano za nieważne: do urn poszło za mało Rumunów. W Tyraspolu obawiają się, że Basescu będzie dążył do integracji Rumunii z Mołdawią, która prawie w całości należała przed wojną do tego kraju. W 1940 r. została zaanektowana przez ZSRR.

Władze Naddniestrza dementowały wczoraj doniesienia „Niezawisimoj Gaziety", ale eksperci w Mołdawii przypominają, że Tyraspol już wcześniej składał Moskwie propozycje w sprawie baz wojskowych. Pytanie, czy zgodzi się na to Kreml, który próbuje być liderem w negocjacjach dotyczących rozwiązania konfliktu Naddniestrza z Mołdawią z udziałem obserwatorów z UE i USA.

Według komentatora Radia Swoboda Witalija Portnikowa wątpliwe, by Kreml zgodził się na „eksperyment z rozmieszczeniem bazy wojskowej na granicy Ukrainy i Mołdawii". – To nie Kaukaz, gdzie Rosjanom udaje się od wielu lat destabilizować sytuację – twierdził analityk.