Używając wielkich słów, oddali życie za wolne Włochy i żołnierski honor, bo prawie wszyscy mogli się uratować. Wystarczyło złożyć przysięgę wierności i przejść do komunistycznej partyzantki, walczącej we Friuli pod dowództwem słoweńskiego IX Korpusu Jugosłowiańskiej Ludowej Armii Wyzwolenia Josipa Broza-Tity. W ten sposób uniknęło śmierci dwóch partyzantów Osoppo. Jeden z nich, Geatano Valente, natychmiast potem zbiegł, a przed zemstą komunistów szukał schronienia najpierw w Udine, potem w Rzymie, a znalazł je dopiero w Somalii w Mogadiszu. Pozostali zginęli z rąk swoich rodaków głównie dlatego, że nie godzili się, by region Wenecji Julijskiej z należącym doń Friuli wszedł po wojnie w skład zbolszewizowanej Jugosławii, jak to sobie uplanowali komuniści.
Włoska wojna domowa
Zgodnie z pleniącą się wszędzie do dziś lewicową propagandą, gdy 8 września 1943 r. włoski rząd marszałka Pietro Badoglio podpisał zawieszenie broni z aliantami, cały naród, oczywiście pod przywództwem partii komunistycznej, chwycił gremialnie za broń, wyzwalając kraj od faszystów i hitlerowskich najeźdźców, by zaraz potem zająć się grzecznie budową włoskiej demokracji. W rzeczywistości jesienią 1943 r. rozpoczynała się we Włoszech krwawa wojna domowa. Alianci opanowali już Sycylię, ale dopiero zaczynali inwazję na obcas włoskiego buta. Tymczasem niemieccy komandosi pod wodzą Ottona Skorzenny,ego uwolnili 12 września w górskim hotelu w Apeninach więzionego od lipca Mussoliniego i ten już trzy dni później proklamował Republikę Salo. Marionetkowe państwo, faktycznie całkowicie podporządkowane Niemcom, rozciągało się wówczas od Bari do Alp i miało pod bronią 800 tys. ludzi. O zalążkach włoskiego ruchu oporu można mówić dopiero na początku 1944 r. Powstał Komitet Wyzwolenia Narodowego, w skład którego weszli przedstawiciele wszystkich antyfaszystowskich sił politycznych, również komunistów. Antyfaszystowska partyzantka w apogeum, wczesną wiosną 1945 r., liczyła maksymalnie 70 tys. żołnierzy, ale gdy kończyła się wojna, gdy wybory stały się tanie i łatwe, liczba bojowców, spośród których większość nie powąchała prochu, urosła do 200 tys., a kiedy zaczęto wydawać świadectwa lojalności, okazało się, że w ruchu oporu brało czynny udział aż pół miliona Włochów!
Wśród 70 tys. „prawdziwych" partyzantów blisko 70 proc. walczyło w szeregach oddziałów komunistycznych. Zorganizowali je włoscy komuniści walczący przedtem licznie w oddziałach Tity, który rzeczywiście już wtedy dowodził świetnie zorganizowaną armią. Na pozostałe 30 proc. sił zbrojnych włoskiego ruchu oporu składał się melanż siłą rzeczy słabiej zorganizowanych i gorzej uzbrojonych grup reprezentujących monarchistów, katolików, radykałów i socjalistów. Młodzi ludzie – po części ze szlachetnych, patriotycznych pobudek, po części uciekając przed powołaniem do wojska Republiki Salo – szli w góry, do partyzantów, nie zdając sobie sprawy z coraz ostrzej rysujących się podziałów między oddziałami. Naturalnie najczęściej natykali się na oddziały komunistyczne, gdzie natychmiast oddawano ochotników pod opiekę politrukom.
Łgarstwo włoskiej lewicy
Brygady Osoppo, do których trafił w wieku 18 lat Guido Pasolini, zawiązały się z inicjatywy katolickich duchownych i świeckich, demokratów i socjalistów w seminarium arcybiskupstwa w Udine w grudniu 1943 r. Nazwa „Osoppo" pochodzi od miejscowości, której mieszkańcy podczas powstania w 1848 r. dzielnie stawiali czoła austro-węgierskiej armii marszałka Radetzkiego. Brygady Osoppo zaczęły działać zbrojnie w okolicznych górach od marca 1944 r. Liczyły około 2 tys. żołnierzy. We Friuli walczyły również o wiele silniejsze i liczniejsze oddziały włoskich komunistów brygad Garibaldiego i słoweński IX Korpus armii Tity. To, co się działo we Friuli, obnaża łgarstwo włoskiej lewicy o patriotyzmie włoskich komunistów, bo w rzeczywistości walczyli głównie o to, by najlepiej cały region Wenecji wszedł po wojnie w skład komunistycznej Jugosławii.
Tragiczny świadek tej hańby Guido Pasolini 27 listopada 1944 r. pisał do brata, że „sytuacja staje się coraz trudniejsza, a atmosfera coraz cięższa". Opisuje, jak najpierw w lipcu słoweńscy partyzanci Tity, zamiast zgodnie z umową trzymać w ogniu krzyżowym drogę, którą posuwali się Niemcy, opuścili swoje stanowiska bez strzału, w dodatku nie informując o tym Osoppo, co naraziło oddział na bolesne straty. Sytuacja powtórzyła się we wrześniu. Słoweńcy opuścili stanowisko ogniowe na wzgórzu i „zamiast osłaniać nam plecy, wycofali się bez strzału".
Podobnie pojęte braterstwo broni demonstrowali partyzantom Osoppo ich rodacy z brygad Garibaldiego. We wrześniu, jak pisze Guido, słoweńscy komuniści zażądali, by brygada Osoppo przeszła pod ich dowództwo, „na co odpowiedzieliśmy, że jesteśmy Włochami, walczymy pod włoską flagą, a nie czerwoną szmatą". Odnotowuje, że 7 listopada, w rocznicę rewolucji bolszewickiej, włoskie brygady Garibaldiego z wielką pompą świętowały włączenie ich do oddziałów słoweńskich. Niektórzy przeszli jednak z komunistycznych oddziałów do Osoppo, opowiadając, że komisarze polityczni rozpoczęli kampanię zastraszania wszystkich, którzy chcieliby pójść w ich ślady. Informowali też, że zgodnie z umową między włoskimi a słoweńskimi komunistami, wszyscy włoscy ochotnicy zgłaszający się do partyzantki we Friuli i okolicach mieli być automatycznie wcielani do oddziałów słoweńskich. Komisarze garibaldczyków rozpoczęli akcję uświadamiającą wśród włoskiej ludności, tłumacząc mieszkańcom, że o wiele lepiej niż w Italii będzie im w jugosłowiańskim komunistycznym raju.