Obserwujący przebieg wyborów opozycjoniści odnotowują przypadki stosowania przymusu wyborców do przedterminowego głosowania. Spektakularnym tego przykładem stał się masowy udział w głosowaniu we wtorek studentów wyższych uczelni w Gorkach (obwód mohylewski). Pod presją administracji uczelni w jednym z lokali wyborczych zjawiło się we wtorek 883 z 1600 przypisanych do tego lokalu wyborców.
Zdaniem opozycji władze mają możliwość stuprocentowej kontroli przebiegu głosowania także w tak zwanych zamkniętych lokalach wyborczych, które mieszczą się na terenie jednostek wojskowych, w szpitalach i innych instytucjach zamkniętych. Podczas wyborów prezydenckich 2010 roku frekwencja w takich lokalach wyniosła 100 procent, a liczba głosów oddawanych na Aleksandra Łukaszenkę sięgała 90 procent. Władze chcą mieć wysoką frekwencję, świadczy o tym prognoza przewodniczącej CKW Lidii Jermoszynej. Jej zdaniem do urn pójdzie nie mniej niż 70 procent uprawnionych do głosowania. Tymczasem, zgodnie z ordynacją, żeby bojkot okazał się skuteczny, a wybory uznane za niebyłe, frekwencja nie powinna przekroczyć 50 procent. Klęska kampanii bojkotu może doprowadzić do głębszych niż dotąd podziałów w białoruskiej opozycji. Idei bojkotu nie podzieliły i pozostawiły swoich kandydatów w kartach do głosowania: lewicowa partia Sprawiedliwy Świat, Białoruska Partia Socjaldemokratyczna (Hramada), ruch Uładzimira Nieklajeua „Mów Prawdę!" oraz ruch innego lidera opozycji Aleksandra Milinkiewicza „O wolność!". Razem liczba startujących w wyborach opozycjonistów wynosi obecnie około 60 osób. Zwolennicy bojkotu już nazwali uczestniczących w wyborach kolegów zdrajcami, a jeden z pomysłodawców kampanii bojkotu, opozycjonista Wiktor Iwaszkiewicz, oświadczył, że biorący udział w wyborach opozycjoniści współpracują z reżimem Łukaszenki.
– Pogłębiający się podział oznacza, że opozycji będzie niezwykle trudno porozumieć się i wystąpić wspólnym frontem przeciwko dyktaturze w wyborach prezydenckich w 2015 roku – mówi „Rzeczpospolitej" białoruski politolog Aleksander Kłaskouski.
Opinia dla „Rz"
Walery Karbalewicz - białoruski politolog
Pogłębiający się podział opozycji oznacza, że jej liderom zabrakło woli politycznej, aby wypracować i zrealizować wspólną strategię i taktykę. Same wybory do dekoracyjnego parlamentu, jaką jest Izba Reprezentantów, mają minimalne znaczenie, jeśli chodzi o walkę o realną władzę w kraju. Kampania wyborcza dawała jednak opozycji szansę na przełamanie blokady informacyjnej i możliwość legalnego przekonywania do siebie wyborców. Wykorzystanie potencjału agitacyjnego kampanii parlamentarnej pozwalało na wypracowanie skutecznej wspólnej strategii na rzeczywiście istotne wybory prezydenckie w 2015 roku. Niestety, potencjał został zaprzepaszczony, gdyż opozycja podzieliła się w kwestii bojkotu wyborów. Czy bojkot okaże się skuteczny? Centralna Komisja Wyborcza ogłosi zaplanowane liczby zarówno frekwencji, jak i poparcia dla posłusznych reżimowi kandydatów. Nie wykluczam jednak, że w niektórych okręgach, zwłaszcza w Mińsku, wybory będą nieważne. Nie będzie to jednak skutkiem bojkotu. Po prostu cała kampania okazała się blada, nieciekawa i niezrozumiała dla obywateli.
—not. a.pis.