Anatol Lebiedźka:
Podkreślę, iż stosowaliśmy taktykę aktywnego bojkotu. Zarejestrowaliśmy kandydatów, by otrzymać dostęp do mediów państwowych i informować wyborców o tym, że te wybory należy zbojkotować. O słuszności naszej taktyki świadczy nerwowa reakcja władz. Sam Łukaszenko niejednokrotnie publicznie atakował polityków nawołujących do bojkotu. Wiele wystąpień naszych kandydatów zostało wbrew ordynacji zdjętych z anteny telewizyjnej. Idea bojkotu trafiła do ludzi i lokale wyborcze w niedzielę świeciły pustkami, a niezależni obserwatorzy twierdzą, iż frekwencja nie przekroczyła wymaganych 50 procent. Jestem przekonany, że większość wyborców jest zbulwersowanych, słysząc o 74-procentowej frekwencji. Zdemaskowanie szulera – to jedyny pozytywny wynik, jaki można osiągnąć w grze z szulerem.
Dlaczego nikt nie zdobył się na protest uliczny?
Zjednoczona Partia Obywatelska nie wzywała do protestu ulicznego, gdyż przeczyłoby to przekonaniu, że wybory na zasadach narzuconych przez Łukaszenkę nie mają sensu. Kilkutysięczna, rozpędzona brutalnie demonstracja opozycji ujawniłaby po raz kolejny oblicze dyktatury, ale to oblicze jest dobrze znane. Protest uliczny w odbiorze masowym mógłby zostać odczytany jako dowód walki politycznej. My twierdzimy, że takie wybory nie mają sensu i należy zmieniać sam system polityczny.
Czy opozycja potrafi wypracować wspólną strategię i taktykę przed wyborami prezydenckimi 2015 roku?
Jeszcze przed wyborami 2010 roku proponowaliśmy prawybory, aby wyłonić wspólnego rywala Łukaszenki. Niestety ten pomysł nie znalazł akceptacji i Łukaszenko rywalizował z rozbitą opozycją, reprezentowaną przez dziewięciu kandydatów. Nie wykluczam, że powrócimy do idei prawyborów. Wykluczam natomiast zjednoczenie dla samego zjednoczenia. Opozycja powinna się zjednoczyć wokół wspólnych wartości.