Wojciech Górecki z Achałkałaki i Tblisi
Gdy tylko telewizje gruzińskie podały exit polle, z których wynikało, że „Gruzińskie Marzenie" zdobyło ponad połowę głosów, tysiące uradowanych ludzi z niebieskimi flagami wyległo na aleję Rustawelego. Partia prezydenta Saakaszwilego miała o 10 punktów procentowych mniej. I gdyby te wyniki się potwierdziły, Gruzję czekałaby wielka zmiana.
Micheil Saakaszwili przyznał, że jego partia przegrała, ale tylko na listach partyjnych, z których wybieranych jest 77 posłów. Zapewnił, że w okręgach jednomandatowych kandydaci jego Zjednoczonego Ruchu Narodowego prowadzili w 53 z 73 okręgów. Oficjalne wyniki miały się pojawić w nocy. Gruzję czeka jeszcze zapewne ostra walka polityczna.
Mistrzowie narzekania
W Tbilisi trudno jest znaleźć zwolenników władzy. Taksówkarze, kierowcy minibusów czy sklepikarze nie zostawiają na prezydencie Saakaszwilim suchej nitki i deklarują poparcie dla miliardera Iwaniszwilego, przywódcy koalicji Gruzińskie Marzenie.
– To bardzo po gruzińsku – tłumaczy Oleg Panfiłow, urodzony w Tadżykistanie rosyjski dziennikarz i reżyser, który od wojny 2008 r. mieszka w Tbilisi i legitymuje się gruzińskim paszportem. – Gruzini uwielbiają narzekać, ale jak przyjdzie co do czego, zagłosują na rządzący Zjednoczony Ruch Narodowy.