Po wystrzeleniu w centrum kosmicznym Goheung koło miasta Daegu dwuczłonowej rakiety Naro z satelitą KLSV-1 na pokładzie w całej Korei Południowej na ulice wyległy tłumy demonstrantów świętujących osiągnięcie swojego kraju. Lot satelity i radość mieszkańców kraju były przedmiotem wielogodzinnych transmisji wszystkich południowokoreańskich stacji telewizyjnych.
Sukces KARI – Koreańskiej Agencji Badań Kosmicznych – świętowano tym bardziej że dwie poprzednie próby się nie powiodły. Start rakiety Naro planowany był pierwotnie na koniec listopada zeszłego roku, ale musiał zostać odłożony z powodu wykrytej usterki technicznej.
Szefowie agencji badawczej działali pod presją, ponieważ Korea Północna w grudniu, po czterech nieudanych próbach, zdołała w końcu wynieść w kosmos własnego satelitę. Zamilkł on po zaledwie czterech dniach (Pjongjang temu zaprzecza), jednak KRLD zapisała się jako dziesiąte „państwo kosmiczne", a Korea Południowa musi się zadowolić miejscem 11.
Jednocześnie to kosmonauta z Południa Yi So-Yeon został w 2008 r. pierwszym Koreańczykiem, który poleciał w kosmos na pokładzie rosyjskiego statku kosmicznego. Seul nie szczędził środków na traktowany prestiżowo program kosmiczny. Do rangi anegdoty urósł fakt, że wydano ponad milion dolarów na technologię przygotowania narodowego specjału Korei – kiszonej kapusty kimczi – do spożycia w stanie nieważkości.
Właśnie pomoc Rosji zapoczątkowana na podstawie międzypaństwowej umowy w roku 2004 przyczyniła się do przyspieszenia prac nad południowokoreańskimi rakietami. Rosyjscy inżynierowie szkolili koreańskich kolegów w centrum KARI. Rosja dostarczała także komponentów.