Niespodziewany powrót Hugo Chaveza z leczenia na Kubie do Caracas zaskoczył zarówno zwolenników prezydenta w Wenezueli, jak i analityków politycznych. Jedni i drudzy spodziewali się najgorszego – tyle że z przeciwstawnymi uczuciami.
Popierający „rewolucję boliwariańską" Wenezuelczycy modlili się o zdrowie 58-letniego prezydenta, gdy tymczasem politolodzy zastanawiali się nad konsekwencjami zmian politycznych po jego ewentualnej śmierci.
Na razie Chavez pozostaje niekwestionowanym przywódcą „rewolucyjnej" lewicy latynoamerykańskiej, jednak gdyby okazało się, że poprawa jest tylko chwilowa, wówczas najważniejszym pretendentem do ewentualnego przejęcia ideologicznej schedy po nim jest Rafael Correa, prezydent Ekwadoru. Jego trzecie już zwycięstwo wyborcze potwierdziło silną pozycję w społeczeństwie (uzyskał 60 proc. głosów). Ekwador dzięki zasobom ropy naftowej i innych surowców jest niezależny gospodarczo, choć jego zasoby są znacznie mniejsze od wenezuelskich, dlatego mniejsze byłyby też możliwości sponsorowania przez Correę lewicowych przyjaciół w regionie.
Więcej w środowej "Rz"
Tak tłum świętuje powrót Chaveza