Jak przypomniał we wczorajszym wywiadzie dla Deutschlandfunk, druga wojna światowa rozpoczęła się od ataku na Polskę i nienawiść Niemców skierowana była w tym czasie przede wszystkim przeciw Polakom i dopiero później objęła też Żydów. – Rachunki niemiecko-sowieckie są zdecydowanie inne od polsko-niemieckich. Trzecią Rzeszę i Związek Sowiecki łączył układ Ribbentrop–Mołotow, a Polska była ofiarą agresji – tłumaczył wczoraj „Rz" Bartoszewski.
Podkreśla, że jego inicjatywa i apel niemieckich intelektualistów to różne pomysły i nie należy ich w żaden sposób ze sobą łączyć. W wywiadzie dla niemieckiej rozgłośni przypomniał, że Polska straciła podczas wojny sześć milionów obywateli, z czego ponad trzy miliony to polscy Żydzi. Już tak wielka liczba polskich ofiar uzasadnia budowę pomnika. Tym bardziej że swój pomnik w Berlinie mają także pomordowani w czasach wojny homoseksualiści. Przy tym skala represji wobec Polaków i wobec homoseksualistów to taka proporcja „jak między kroplą kawy a całą plantacją kawy" – argumentował Bartoszewski.
– W Berlinie panuje przekonanie, że gdyby w centrum Berlina miał powstać kolejny pomnik upamiętniający zbrodnie niemieckie w czasie drugiej wojny, to musiałoby to być jedno miejsce pamięci dla tych ofiar, które nie mają jeszcze swego miejsca w krajobrazie niemieckiej pamięci historycznej – słyszymy z ust osoby zbliżonej do kręgów rządowych w niemieckiej stolicy. Innymi słowy albo będzie jeden wspólny pomnik, albo nie będzie żadnego.
Peter Jahn twierdzi, że ze względów praktycznych trudno byłoby postawić w Berlinie cały szereg pomników upamiętniających ofiary poszczególnych narodów. Tym bardziej w Tiergarten, nieopodal Bundestagu i Bramy Brandenburskiej. Nikt nie ma przy tym złudzeń, że takie żądania pojawiłyby się natychmiast po decyzji budowy pomnika „polskiego".
Złap mikołajkową okazję!
Cały rok z rp.pl
za jedyne 99 zł
KUP TERAZ
Już wcześniej, w trakcie debaty na temat upamiętnienia w Berlinie pomordowanych Żydów Europy pojawiały się opinie, że powinien powstać jeden centralny pomnik wszystkich ofiar niemieckich zbrodni. Za budową jednego pomnika przemawia, zdaniem Petera Jahna, przede wszystkim fakt, że dla nazistowskich zbrodniarzy nie miała żadnego znaczenia narodowość mordowanych na Wschodzie ofiar i traktowano ich wszystkich jako Słowian, którym należało odebrać ich tereny, jako nieodzowny Niemcom Lebensraum, czyli przestrzeń życiowa.
Jak na razie inicjatywa wspólnego pomnika zdobywa poparcie kolejnych intelektualistów niemieckich. Zaangażowały się także towarzystwa niemiecko-polskie. – Nie można stawiać pytania, czy taki pomnik jest potrzeby, tylko w jaki sposób ten pomysł zrealizować – przekonywał wczoraj „Rz" Dietmar Nietan, deputowany SPD i szef federalnego związku tych stowarzyszeń.