W latach wojny japońska armia cesarska utrzymywała od 200 do nawet 400 tys. kobiet, pochodzących z podbitych krajów, które świadczyły żołnierzom usługi seksualne. Były one przetrzymywane w urągających godności ludzkiej warunkach, wiele nie przeżyło poniżeń i wykorzystywania. Tymczasem Hashimoto należący do młodszego pokolenia narodowców nie tylko odmówił wyrażenia ubolewania z tego powodu, ale stwierdził wręcz, że praktyki takie były konieczne dla utrzymania dyscypliny wśród żołnierzy.

Słowa japońskiego polityka wywołały oburzenie w państwach, które w czasie wojny padły ofiarą japońskiej agresji. Ostre słowa potępienia padają z ust polityków w Chinach, Korei i na Filipinach. Oburzenie jest tym większe, że w ostatnich latach japońscy politycy zapowiadali zmianę polityki historycznej i gotowość do przeproszenia sąsiadów za zbrodnie wojenne. Tymczasem obecnie coraz częściej padają słowa o „obronie japońskiego honoru". Wypowiadają je głównie nacjonaliści z Partii Odrodzenia – na czele z jej nestorem Shintaro Ishikara, który posunął się nawet do zaprzeczania mordom w Nankinie (w Azji traktowane jest to jako miejscowa odmiana kłamstwa oświęcimskiego). Nacjonaliści uważają, że Japonia została już „wystarczająco upokorzona" i odrzucają oskarżenia o popełnianie zbrodni ludobójstwa przez wojska cesarskie.

Niestety coraz częściej „obrońcami honoru" okazują się też politycy z głównego nurtu japońskiej polityki, łącznie z samym premierem Shintaro Abe. Wywoływał on oburzenie azjatyckich sąsiadów składając kontrowersyjne wizyty w świątyni Yasukuni, gdzie co roku odbywają się ceremonie upamiętnienia 2,5 mln japońskich żołnierzy poległych podczas II wojny światowej.

Rząd japoński zdystansował się od wypowiedzi Hashimoto a minister spraw zagranicznych Fumio Kishida wyraził nadzieję, że słowa burmistrza Osaki nie zaszkodzą stosunkom Japonii z Koreą Południową.