Nowe oblicze tureckiej wolności

Protesty w Stambule symbolicznie cichną w przeciwieństwie do awantury o dyktatorskie zapędy rządu.

Publikacja: 19.06.2013 21:11

Na Twitterze i Facebooku najczęściej umawiają się uczestnicy protestów. Rząd chciałby tego zakazać

Na Twitterze i Facebooku najczęściej umawiają się uczestnicy protestów. Rząd chciałby tego zakazać

Foto: AFP

- Osoby nakłaniające do przestępstw muszą być karane bez względu na to, czy nawołują do nich w świecie realnym czy wirtualnym – przekonywał w środę turecki minister spraw wewnętrznych Muammer Güler.

Jego wcześniejsze wypowiedzi o planach wprowadzenia cenzury w mediach społecznościowych, gdzie umawiają się uczestnicy antyrządowych protestów, dolały oliwy do ognia w awanturze o dyktatorskie zapędy rządu. A problem jest tym większy, że ponad 30 mln Turków korzysta z Facebooka, a co szósty internauta ma konto na Twitterze.

Więcej gaz

Rano tureckie media obiegła wiadomość, że policja w trybie nadzwyczajnym chce kupić 100 tys. nabojów gazowych, bo jej magazyny zaczynają świecić pustkami. „Więcej gazu! Więcej policji! Mniej demokracji!”, „Rząd nie ma wyboru, czy nie słyszeliście naszego premiera, jak twierdził, że pół narodu to terroryści?” – kpili internauci i umawiali się za pośrednictwem mediów społecznościowych, że wieczorem znów wyjdą protestować.

Trwające od trzech tygodni antyrządowe demonstracje, których większość zmieniała się w starcia z policją, niespodziewanie przybrały ostatnio nowy obrót. Ludzie stają w milczeniu zwykle naprzeciw portretów Mustafy Kemala Atatürka, uważanego za ojca świeckiej republiki. Jak na ironię, pod wieloma widnieje jeden z najbardziej znanych z niego cytatów: „Turcy są z urodzenia demokratami”.

Protesty zaczęły się od obrony parku Gezi w centrum Stambułu, gdzie władze chciały wyciąć drzewa i zbudować centrum handlowe. Z opublikowanego wczoraj sondażu wynika, że tylko 15 proc. uczestników demonstracji bierze w nich udział z powodu parku. Ponad trzy czwarte protestujących dołączyło do demonstracji w reakcji na brutalność policji. Z sondażu wynika również, że 79 proc. protestujących nie jest związanych z żadną organizacją polityczną, a 45 proc. bierze udział w protestach po raz pierwszy. Ponad połowa to osoby pracujące, z wyższym wykształceniem, 37 proc. to studenci.
Nie wiadomo, czy te wyniki znał premier Recep Erdogan, gdy przemawiając wczoraj do członków swej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, ponownie nazwał protestujących terrorystami.

– W obliczu kompleksowej i systematycznej przemocy policja jest przykładem bezprecedensowo demokratycznej postawy i pomyślnie przeszła test demokracji” – mówił premier Erdogan.

Odpowiedział mu w parlamencie lider opozycji Kemal Kilicdaroglu, podkreślając, że gdy, jak cały świat obserwował, co się ostatnio dzieje w Turcji, „wreszcie przejrzał na oczy”. – Teraz świat zobaczył turecką rzeczywistość, bo kiedy mówiliśmy im o presji, o intelektualistach i dziennikarzach za kratami, nie wierzyli nam – grzmiał Kilicdaroglu.

Nowe symbole

Do debaty ponownie włączył się prezydent Abdullah Gül. Już w ubiegłym tygodniu wzywał rząd do „podjęcia dialogu z szanującymi prawo uczestnikami demonstracji”. Wprawdzie przyznał, że „nie ma informacji”, czy rząd pracuje nad zmianą prawa dotyczącego Internetu, ale zapewnił, iż i tak będzie je musiał dostosować do norm Unii Europejskiej.

Jednocześnie ostrzegał, że „wizerunek [Turcji – red.] budowano przez dekadę, a może zostać zniszczony zalewie w tydzień”. Poprosił też protestujących, by wrócili do domów.
Na razie nowym symbolem Turcji stał się Erdem Gunduz. Choreograf w poniedziałek pojawił się na placu Taksim i z rękami w kieszeniach stał nieruchomo przez kilka godzin. To miał być symboliczny sprzeciwu wobec działań policji, która w tym miejscu najbrutalniej rozprawiała się z demonstrantami. Z relacji świadków wynika, że funkcjonariusze przeszukali kieszenie i plecak Gunduza, ale nie mogli mu zarzucić, że zakłóca porządek. Interweniowali dopiero, gdy informacja o milczącym proteście obiegła Internet i do artysty dołączyło około 300 osób.

W kolejnych dniach Gunduz miał już tysiące naśladowców, a jego milczący protest porównywany jest do podobnych, które przed laty odbywały się w Czechosłowacji, Indiach czy Iranie. I za każdym razem władze były wobec nich bezradne. „Czy możemy jeszcze mówić, że Turcja jest w świecie islamskim przykładem demokracji? Największą naszą stratą jest to, iż takie pytanie w ogóle pada” – napisał znany turecki pisarz Cengiz Candar.

- Osoby nakłaniające do przestępstw muszą być karane bez względu na to, czy nawołują do nich w świecie realnym czy wirtualnym – przekonywał w środę turecki minister spraw wewnętrznych Muammer Güler.

Jego wcześniejsze wypowiedzi o planach wprowadzenia cenzury w mediach społecznościowych, gdzie umawiają się uczestnicy antyrządowych protestów, dolały oliwy do ognia w awanturze o dyktatorskie zapędy rządu. A problem jest tym większy, że ponad 30 mln Turków korzysta z Facebooka, a co szósty internauta ma konto na Twitterze.

Pozostało 86% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020