Świat Złotej Lipy

Brzeżany dzięki malowniczemu położeniu i zabytkom są jedną z najciekawszych miejscowości Podola. Miasteczko leży w kotlinie otoczonej wzgórzami. Przecina je rzeka o nazwie odpowiadającej urodzie okolicy – Złota Lipa.

Publikacja: 06.07.2013 01:01

Brzeżany — panorama miasta

Brzeżany — panorama miasta

Foto: Forum

Red

Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"

Lipy są tam bowiem najczęściej spotykanym drzewem. Ich nieregularne szpalery wiją się wzdłuż rzeki, znacząc jej bieg, i wczesną jesienią ich korony zdają się zamieniać w złocistą, a później rudziejącą aleję zanikającą gdzieś daleko za horyzontem.

Wiele mówiącą jest etymologia nazwy miasteczka. Cóż to bowiem znaczy – Brzeżany? Otóż niskie brzegi rzeki, porośnięte sitowiem i oczeretami, nazywały się po starosłowiańsku berezany – brzeżany. A ponieważ te niskie brzegi otaczały gród, miasteczko nazwano Brzeżany. Wzniesiony tam zamek był fascynującym obiektem nie tylko dla historyków i architektów. Szturmowały go wielokrotnie wojska tatarskie, tureckie, kozackie i długo miał opinię jednego z najtrudniejszych do zdobycia. Usytuowany był bowiem na trudno dostępnym płaskowyżu. Złota Lipa, która pod Brzeżanami wypływała z dużego stawu, a właściwie małego jeziora, rozwidlała się i jak gdyby ramionami obejmowała wzgórze zamkowe, i tuż za wzgórzem wpadała do drugiego stawu. W ten sposób zamek stał na wyspie, ze wszystkich stron otoczony wodą, stawami i mokradłami.

Po ominięciu zamku Złota Lipa płynęła zygzakiem, wiła się jak piskorz, tworząc labirynt wodny. Wincenty Pol policzył, że rzeka na południu miasta nawadniała aż 39 stawów, w których żyły dorodne węgorze, karasie, kiełbie, liny, ukleje, ślizy i leszcze. Gdy wiosną i jesienią podnosił się poziom wody w Złotej Lipie, Brzeżany stawały się niemal niedostępne dla wojsk najeźdźczych, które często ciągnęły od południa i wschodu. Według starożytnej legendy przed tysiącem lat koło Brzeżan wiła się szeroka rzeka, która miała łączyć Bałtyk z Morzem Czarnym. Pływały ponoć po niej żaglowce i poruszane wiosłami wielkie łodzie. Echa tej legendy znajdujemy dzisiaj w prozie jednego z wybitnych współczesnych pisarzy ukraińskich Jurija Andruchowycza, mieszkańca Stanisławowa, który twierdzi, że nawet lwowska Pełtew, dziś zamknięta w podmiejskim kamiennym kanale, była wówczas rzeką, po której pływały żaglowce.

Z czasem, gdy wody gruntowe na Podolu zaczęły się gwałtownie obniżać, labirynt stawów, rzeczek i strumyków wokół miasta zaczął wysychać. Złota Lipa jest obecnie w samych Brzeżanach nikłym, zanikającym strumykiem. Wysycha też podmiejskie jezioro, zza którego widać ruiny zamku. Ze względu na dużą ilość wysokich dowódców, którzy wywodzili się z Brzeżan, Czesław Haczewski w patriotycznym piśmie „Wiarus" 19 marca 1938 r. nazwał to miasto „kolebką hetmanów".

Sieniawscy – ród niemal królewski

Właścicielami i twórcami potęgi Brzeżan byli Sieniawscy herbu Leliwa, którzy od XV w. przez prawie 300 lat mieli tam główną siedzibę. Był to ród bogaty w talenty i pozbawiony utracjuszy, co było zjawiskiem nieczęstym w Polsce, gdzie syn potrafił zmarnować dorobek ojca i czasem wielki majątek obrócić w perzynę. Sieniawscy wydali wielu wspaniałych i zapobiegliwych gospodarzy. Byli mecenasami artystów i miłośnikami sztuki.

Dzięki swej pracowitości zbudowali jedną z największych fortun w I Rzeczypospolitej. Sprawowali najwyższe urzędy państwowe: starostów, wojewodów, kasztelanów, hetmanów, marszałków. Nie sięgnęli tylko po jeden tytuł i godność – królewską, ale byli jej blisko.

Doszli bowiem tak wysoko – jak pisze kronikarz P. Bohdziewicz – „że zdawało się, iż po Sasach czeka ich tron, na którym zasiadali Sobieski i Wiśniowiecki". Sieniawscy wchodzili też w najlepsze

z możliwych koligacje małżeńskie:

z Potockimi, Sapiehami, Opalińskimi, Radziwiłłami, Lubomirskimi i Czartoryskimi.

Najwybitniejszym w tym rodzie był Mikołaj Sieniawski (1489 – 1569). Zaprzyjaźniony z królem Zygmuntem Augustem, budował fortunę Sieniawskich z rozmachem i z zadziwiającą szybkością, tworząc wielkie latyfundium. Wyobrazić można sobie jego wielkość, gdy posłużymy się przykładem, iż jeden z najzamożniejszych magnatów Rzeczypospolitej Jan Zamoyski w chwili śmierci w 1605 roku miał 11 miast oraz 199 wsi, a umierający w 1569 roku Mikołaj Sieniawski (w tym samym roku zmarł Mikołaj Rej) był właścicielem

latyfundium – jak podaje Kazimierz Kuśnierz – składającym się z 13 miast i około 150 wsi. O powadze w Rzeczypospolitej Mikołaja Sieniawskiego świadczy fakt, że gdy zmarł podczas obradującego w tym czasie w Lublinie sejmu król Zygmunt August wspólnie z senatorami postanowił pójść pieszo do Brzeżan za trumną wiezioną w wybijanym złotem i szmaragdami karawanie. W baszcie brzeżańskiej umieszczono po tym pogrzebie ogromny obraz olejny przedstawiający króla i senatorów idących w kondukcie za trumną.

Częstym gościem w Brzeżanach był Szymon Szymonowic, wybitny polski poeta epoki odrodzenia, autor słynnych sielanek, który pisał też na cześć Sieniawskich panegiryki.

Do szczytu fortunę Sieniawskich doprowadził Mikołaj Hieronim, który miał poważny udział w utorowaniu Sobieskiemu drogi do tronu. Najbujniejszą osobowość miał ostatni męski potomek tego rodu Adam Mikołaj Sieniawski (1666 – 1726), starannie wykształcony, zdolny poeta, który zostawił po sobie wartościowe wiersze z piękną staropolską metaforyką. Był żonaty z Elżbietą Heleną Lubomirską (1669 – 1729), która wniosła mu ogromny posag. Ten związek dwóch silnych indywidualności interesował wielu dziejopisów. Elżbieta, niezbyt urodziwa, miała w sobie jakiegoś feblika powodującego, że fascynowała mężczyzn. Kochliwa i niestała w uczuciach. Głośne były jej romanse, m.in. z królewiczem Aleksandrem Sobieskim. Przyjaźniła się z królową Marysieńką, ale miała z nią też konflikty ocierające się o skandale. W jednym z listów królowa oskarżała swą przyjaciółkę, że „wszystkie pieniądze jej pokradła". Słynęła z dowcipu i namiętności do tańca. Miała duży temperament i talent polityczny. Angażowała się z powodzeniem w wir ówczesnej walki politycznej. W zamkach i pałacach Elżbiety i Adama Sieniawskich w Brzeżanach, Puławach, Wilanowie bywali car Piotr I, książę Fryderyk Rakoczy, hetman kozacki Iwan Mazepa, August II i dziesiątki pomniejszych statystów ówczesnego życia politycznego. Bywały momenty, że Elżbieta Sieniawska bardzo intensywnie forsowała męża, Adama, na tron Polski. Kochała ogrody i tworzyła je w swoich posiadłościach. Gustowała w drogich meblach, obrazach i rzeźbach.

O pozycji na dworach europejskich małżeństwa Adama Mikołaja i Elżbiety Sieniawskich wiele mówi fakt, że na chrzcie ich jedynej córki Marii Zofii w 1698 r. jako ojcowie chrzestni wystąpili car Rosji Piotr I Wielki, król Polski August II Mocny oraz węgierski książę Fryderyk Rakoczy. Uroczystość odbywała się w Jarosławiu w obecności 30 tysięcy żołnierzy.

Sieniawscy prowadzili również imponującą działalność gospodarczą. Eksportowali na zachód stada bydła liczące corocznie po 600 – 700 sztuk, rozbudowali sieć młynów, browarów, szynków i jatek. To po zwiedzeniu takich jak Sieniawskich latyfundiów zachodni podróżnicy określali Polskę jako najżyźniejszy kraj Europy.

Podolski Wawel

Najważniejszym dziełem Mikołaja Sieniawskiego w Brzeżanach był zamek, który zyskał sławę najbogatszego w XVI-wiecznej Rzeczypospolitej. Przylegał doń: zwierzyniec z pasieką z 300 ulami, winnica z dużym sadem, folwark, dwa młyny oraz park. Zamek miał wszystkie atrybuty warowni oblanej strugą kanałów i fos. Przypominał klasyczne włoskie „palazzo in fortezza". Od wschodu nieprzebrane bagna i rozlewiska były naturalną jego osłoną. W 1675 r. wódz turecki Ibrahim Szyszman, choć zdobył i spalił Brzeżany, zamku nie osiągnął i poszedł dalej na Trembowlę.

Dziedziniec zamku w Brzeżanach nosił znamiona przepychu – misterne galeryjki, drogocenne ozdoby okien i drzwi. Mieściła się tam jedna z największych zbrojowni na Rusi. Według jednego z inwentarzy znajdowało się w niej 48 armat, 120 hakownic, setki strzelb, karabinów, kosztownych muszkietów, cieszynek, fuzji i pistoletów.

Ściany w komnatach zamku – według zachowanego inwentarza z 1762 roku – pokryte były brokatem zielonym i karmazynowym oraz freskami. Wisiało tam wiele obrazów olejnych o scenach historycznych, obyczajowych, religijnych. Znajdowały się tam bogata biblioteka i archiwum rodzinne.

Sieniawscy szczycili się dalekim pokrewieństwem z Jagiellonami i w standardzie życia chcieli dorównać królom polskim. Wznieśli więc w swym zamku kaplicę rodową, która miała w bogactwie i kunszcie artystycznym przewyższać kaplicę królewską na Wawelu. Ten zamiar po części im się udał. Kaplica Sieniawskich była rzeczywiście pierwszorzędna, zadziwiała bogactwem i artystycznym kunsztem. Były tam m.in. dwupiętrowe pomniki z białego i czarnego alabastru z przemieszką czerwonego marmuru. W pierwszym spoczywał Mikołaj Sieniawski – założyciel Brzeżan, jego syn Hieronim – kasztelan kamieniecki i wojewoda ruski (zmarł w 1582 r.). W drugim pomniku, będącym absolutnym arcydziełem sztuki sepulkralnej, spoczywali: Mikołaj, Aleksander i Prokop – prawnukowie założyciela Brzeżan. Pomniki przedstawiały Sieniawskich jako śpiących rycerzy w bogatych strojach, z buławami i mieczami.

Kaplicę przykrywała dużych rozmiarów kopuła ozdobiona wewnątrz płaskorzeźbami w najlepszym stylu barokowym przedstawiająca w ośmiu polach świętych – patronów rodziny Sieniawskich. Oświetlała ją glorietta z herbem Sieniawskich na suficie. Rzeźby w kaplicy zamkowej były autorstwa lwowianina Henryka Horsta i wrocławianina Jana Pflistera.

Brzeżański Raj

Gdy w XVIII wieku wygasły wojny z Turkami i Tatarami, Brzeżany nabrały charakteru rezydencji magnackiej. I wtedy szczególną rolę zaczęło odgrywać przedmieście Brzeżan zwane Rajem. Tam przenosiło się życie towarzyskie w miesiącach letnich, zwłaszcza za sprawą Elżbiety, która stworzyła w Raju romantyczny park, porównywalny z Wilanowskim i Łazienkowskim w Warszawie, ale o wiele większy: pełen egzotycznych rzadkich drzew, dróżek oraz mostków spacerowych. Stamtąd wychodziły polowania, gdyż w okolicznych lasach było mnóstwo zwierzyny. Zjeżdżali na nie monarchowie i arystokraci. Nazywano ten park bajkowym. Był w nim klasycystyczny pałacyk myśliwski otoczony fontannami i oczkami wodnymi. Dla szukających samotności wzniesiono świątynię dumania. W Raju bywał car Piotr Wielki, z którym przyjaźnił się Adam Sieniawski myślący o sięgnięciu po tron Polski, w czym miał mu pomóc władca Rosji. Znany z ekstrawagancji, ambitny kandydat na przyszłego króla Polski, aby zaimponować carowi, przejechał z nim wspólnie w lipcu saniami zaprzężonymi w czwórkę koni z zamku w Brzeżanach do pałacyku myśliwskiego w Raju. Wcześniej całą drogę, liczącą kilka kilometrów, trzeba było wyłożyć słomą i posypać solą, aby płozy sań miały się po czym ślizgać. Koszt takiej zabawy nie był mały ze względu na ówczesną cenę soli. Ale czego się nie robiło, aby wejść do historii.

Kres świetności

W 1726 roku wraz ze śmiercią Adama Mikołaja wygasł ród Sieniawskich. Jego jedyna córka Zofia wyszła za mąż za Augusta Czartoryskiego i wniosła do tego rodu wszystkie dobra Sieniawskich, w tym Brzeżany. Czartoryscy nie dbali już o zamek tak jak Sieniawscy. Zaczął się długotrwały proces degradacji.

Przed I rozbiorem Polski zamek brzeżański pod administracją Czartoryskich szczycił się jeszcze bogatą galerią obrazów, biblioteką i arsenałem, ale z każdym miesiącem ubywało eksponatów. Po rozbiorze w 1772 r. Brzeżany zajęli Austriacy i rozpoczęli niszczenie fortecy. Zniwelowano wały obronne, zasypano fosę. W zamku umieszczono koszary i stajnie dla koni, a później browar. Kaplica zamkowa stała się magazynem przechowywania wina i wódki. Zaczął się proces niszczenia grobowców Sieniawskich. Wtedy to w prasie lwowskiej larum podniósł wybitny poeta romantyczny, autor „Chorału" Kornel Ujejski. W 1861 r. wystąpił przeciwko ówczesnemu właścicielowi zamku w Brzeżanach Aleksandrowi Potockiemu z publicznym oskarżeniem, że świadomie przykłada rękę „do oburzających aktów profanacji i świętokradztwa". „Jak można było wynająć kaplicę na skład wódki – wołał twórca „Chorału" – i porozbijać trumny Sieniawskich". Ujejskiemu wtórował w oburzeniu hrabia Aleksander Fredro.

Na niewiele zdały się te lamenty. Z każdym rokiem postępował nieubłagany proces dewastacji. Dopiero gdy odrodziła się Polska po 1918 r., podjęto próby zabezpieczenia zrujnowanego zamku, ale po 17 września 1939 r. przyszły nań najgorsze czasy. W 2005 r. dzięki funduszom Senatu RP przystąpiono do ratowania kaplicy Sieniawskich pod fachowym nadzorem prof. Janusza Smazy z warszawskiej ASP.

Ikarowy lot Rydza Śmigłego

W Brzeżanach urodził się marszałek Polski Edward Rydz-Śmigły (1886 – 1941), który w historii Polski zrobił bodaj najbardziej błyskotliwą i zadziwiającą karierę polityczną, podobnie jak pół wieku później Lech Wałęsa – startując z najniższych pozycji społecznych, sięgnął szczytu. Prawie jak w baśni o Kopciuszku, z tym że nie dane mu było zakończyć swej biografii w blasku chwały i sławy. Wzniósł się na szczyty popularności i wpływów politycznych, by u schyłku życia runąć w przepaść tragedii całego narodu, pogrążyć się w nienawiści swoich dawnych wyznawców i współziomków, którzy mu bezgranicznie zaufali.

Gdy w czasie moich wędrówek po Kresach dotarłem do Brzeżan, doznałem wielkiego zdziwienia. Spacerując po tym dziś 20-tysięcznym miasteczku i rozmawiając z Ukraińcami, ciągle słyszałem powtarzające się informacje: Czy pan wie, że w tym domu urodził się Edward Rydz? A w tym gimnazjum otrzymywał maturę? Czy pan wie, że w tym kościele namalował fresk? Na tym placu przyjmował defiladę? Na starym cmentarzu jest zadbany grób jego matki. A jak pan pójdzie do muzeum, to zobaczy pan gablotę z pamiątkami po nim!

Zdziwiło mnie, bo jest to swoisty paradoks, że Rydz-Śmigły, który w naszej historii jest postacią co najmniej kontrowersyjną, obecnie w ukraińskich Brzeżanach cieszy się popularnością. Był synem Tomasza Rydza, kowala spod Wieliczki, który odbywał w Brzeżanach służbę wojskową. Matką była Rusinka, praczka i sprzątaczka, Maria Babiak. Dzieciństwo upłynęło mu w skrajnej nędzy. Gdy miał dziesięć lat, został kompletnym sierotą. Oboje rodzice zmarli na gruźlicę. Miał jednak szczęście, gdyż został adoptowany przez dr. Tadeusza Uranowicza (1846 – 1913), znanego brzeżańskiego lekarza. Jest wiele domysłów, jaki był powód tego wspaniałego gestu Uranowicza. Rydz był uczynnym, pogodnym młodzieńcem. Jako uczeń ujawnił zdolności malarskie. Fascynował go teatr szkolny, w którym w inscenizacjach „Konrada Wallenroda" Mickiewicza i „Odwiecznej baśni" Przybyszewskiego nie tylko był autorem dekoracji i projektantem kostiumów, ale zagrał też z powodzeniem główne role, zyskując aplauz publiczności. Był młodzieńcem o osobowości ujmującej. W krótkim czasie stał się w Brzeżanach pupilem nie tylko Uranowicza, ale też kilku pierwszorzędnych rodzin w tym mieście, którzy sfinansowali jego studia w krakowskiej ASP, gdzie miał świetnych nauczycieli, m.in. Leona Wyczółkowskiego i Józefa Pankiewicza.

Rydz kochał Brzeżany i gdy zrobił karierę wojskową, już w stopniu generała, pięciokrotnie wizytował swoje miasto i swoją szkołę. W 1921 roku przyjechał tu ze świeżo poślubioną żoną Martą. Był też na uroczystościach 400-lecia Brzeżan i równocześnie 125-lecia gimnazjum w maju 1930 roku. Po raz ostatni przyjechał do Brzeżan 29 lutego 1932 roku na pogrzeb znanej brzeżańskiej chiromantki Michaliny Widmanowej, która w latach gimnazjalnych wywróżyła mu wielką karierę wojskową. Później Rydz-Śmigły często zapraszał gimnazjalistów oraz swoich profesorów do swojej warszawskiej rezydencji.

Dramat upadku

Edward Rydz-Śmigły to postać w historii Polski tragiczna. Po śmierci Piłsudskiego miał w Polsce popularność wyjątkową. Był postacią pierwszoplanową, przesłaniającą nawet prezydenta Mościckiego. Śpiewano o nim pieśni, pisano wiersze panegiryczne. Dla przykładu w „Głosie Brzeżańskim" 15 marca 1937 r. miejscowy poeta Emilian Harasym pisał:

„Brzeżany – echem odbiły się w świecie,

Sięgając po wawrzyn zachwytu –

Wszak z grodu naszego wyszło to dziecię,

Co Polskę prowadzi na drogę rozkwitu".

Imieniem Rydza nazywano szkoły, ulice, kluby sportowe (np. Śmigły Wilno). Wydawano na jego cześć jednodniówki, jego podobiznami zdobiono gmachy publiczne, na słupach informacyjnych wisiały plakaty z jego fotografiami, wydawano znaczki i karty pocztowe z jego portretami. Był ulubieńcem mas. Był mężem jednej z najpiękniejszych Polek. Miał zaledwie 50 lat, gdy w 1936 r. został marszałkiem Polski i jej przywódcą. Wzbudzał podziw. Zgrabna, wysportowana sylwetka, lekko nieśmiały uśmiech na twarzy, bystre, wyrozumiałe oczy – to wszystko budziło zaufanie w ludziach. Plakat z jego fotografią w czapce marszałkowskiej i z napisem „Jesteśmy silni, zwarci i gotowi" albo jego powiedzenie, że w wypadku napaści na Polskę przez Niemcy hitlerowskie „nie oddamy nawet guzika" – uspokajały i dawały poczucie bezpieczeństwa. Na capstrzykach i wiecach śpiewano: „Nam nie grozi nic, bo z nami jest marszałek Śmigły-Rydz".

We wrześniu 1939 roku ta piękna kariera polityczna w ciągu kilku dni prysła jak bańka mydlana. I, jak trafnie zauważył Ryszard Mirowicz, „prominent stał się bankrutem".

Los przyjaciela

W gimnazjum brzeżańskim Rydz miał dwóch przyjaciół – Edmunda Uranowicza (syna swego dobroczyńcy) oraz Alfreda Biłyka. Edmund zmarł młodo, a Alfred zrobił błyskotliwą karierę polityczną. Po studiach prawniczych był wziętym adwokatem. Ale za namową Rydza wszedł w świat polityki. Najpierw został wojewodą tarnopolskim, a później lwowskim. Gdy we wrześniu 1939 roku Lwów doświadczał ciężkich bombardowań niemieckich, a na przedmieściach pojawiły się wozy pancerne Wehrmachtu, wojewoda Biłyk, podobnie jak w Warszawie prezydent Stefan Starzyński, wygłosił do mieszkańców emocjonalne przemówienie. Powiedział wówczas, że będzie bronił miasta do upadłego, a jego mieszkańców nie opuści i wytrwa z nimi do końca.

Nazajutrz po tym przemówieniu otrzymał polecenie, aby ewakuować się na Węgry do Munkacza. Rozkaz ten wykonał. Stanął wówczas na rozdrożu między obowiązkiem wysokiego rangą urzędnika państwowego a honorem. W nocy 19 września 1939 roku podjął tragiczną decyzję. Napisał list: „Nie mogłem walczyć we Lwowie, gdyż zgodnie z wytycznymi Szefa Rządu opuściłem go w warunkach, które mogą słowa moje postawić w pozornej sprzeczności z tym czynem. Dalsze moje życie zdaje się nie przedstawiać wartości dla Polski. Być internowanym do końca wojny nie chcę. Chcę ocalić honor". Kilka minut po napisaniu tych słów wojewoda Alfred Biłyk strzelił sobie w skroń.

Rydz nie zdecydował się na samobójstwo, choć o nim myślał. W 1941 roku wrócił do Polski, aby walczyć z okupantem. Wkrótce zmarł – nie wiadomo, czy na zapalenie płuc, czy też otruty przez swych przeciwników politycznych. Na cmentarzu Jerozolimskim w Nysie spoczywa mjr Bazyli Rogowski (1895 – 1960) – ostatni adiutant marszałka Rydza-Śmigłego, który przeprowadził go przez granicę polsko-węgierską.

Gimnazjum im. Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego

Edward Rydz-Śmigły i Alfred Biłyk nie byli jedynymi wybitnymi absolwentami gimnazjum brzeżańskiego. Można rzec, że mieli szczęście być uczniami tej naprawdę świetnej, mającej długą tradycję szkoły. Gimnazjum istniało w Brzeżanach od 1805 r., a zostało przeniesione ze Zbaraża przez księżną Lubomirską. Miało charakter elitarny. Hołubiły go władze miasta, bo przez ponad 100 lat miało siedzibę w ratuszu. Po I wojnie światowej wzniesiono na przedmieściu okazały nowy gmach gimnazjum, otoczony kolonią efektownych domków profesorskich. To gimnazjum otrzymało tuż przed wojną imię Edwarda Rydza-Śmigłego, który też

9 marca 1936 roku otrzymał honorowe obywatelstwo swego miasta rodzinnego. Jacek Bieniawski, ówczesny burmistrz Brzeżan, wyrażając dumę, iż pochodzi zeń pierwszy obywatel Rzeczypospolitej, przypomniał, że ostatni wódz powstania listopadowego Maciej Rybiński był również z urodzenia brzeżaninem.

Gimnazjum brzeżańskie ukończyło wyjątkowo dużo wyższych rangą polskich oficerów, w tym ośmiu późniejszych generałów, kilkudziesięciu pułkowników i majorów. Sądzę, że mogła mieć na to wpływ niezwykła kariera marszałka Edwarda Rydza. Jego koledzy gimnazjalni, którzy razem z nim w Brzeżanach tworzyli organizacje strzeleckie, sokole i szli z nim do Legionów Piłsudskiego, razem z nim walczyli i razem awansowali. Było to wyjątkowo patriotyczne pokolenie. Rydz-Śmigły otaczał się swymi kolegami gimnazjalnymi, bo miał do nich zaufanie i bardzo ich cenił. Wśród absolwentów gimnazjum brzeżańskiego, którzy doszli do najwyższej rangi wojskowej, byli m.in.: gen. Teofil Karol Maresch (1888 – 1972) – bardzo blisko związany z Biłykiem i Rydzem, był sędzią Najwyższego Sądu Wojskowego, a później naczelnym prokuratorem wojskowym, przeżył wojnę w oflagu, do kraju nie wrócił, zmarł w Liverpoolu; gen. Michał Pakosz (1888 – 1938) – legionista, bohater bitwy pod Kostiuchnówką i nad Niemnem; gen. Franciszek Fabry (1867 – 1934) – oficer armii austriackiej, a później WP, szef międzynarodowej żandarmerii w Macedonii, uczestnik wyprawy kijowskiej; gen. Julian Kolmer (1868 – po 1940) – lekarz wojskowy, komendant szpitali, m.in. w Brzeżanach, Stanisławowie i Piotrkowie Trybunalskim; gen. Wiktor Past (1858 – 1924) – syn brzeżańskiego starosty.

Do gimnazjum brzeżańskiego uczęszczał również Antoni Cwojdziński (1896 – 1972) – komediopisarz, autor bardzo popularnych w II Rzeczypospolitej fars i komedii, m.in. „Teorii Einsteina", „Freuda teoria snów", „Hipnozy", oraz jego dwaj starsi bracia: Stefan – porucznik Wojska Polskiego, legionista, oraz Kazimierz – później znany lekarz w Brodach.

Uczniem tego gimnazjum był prof. Henryk Kadyi (1851 – 1912) – z pochodzenia Węgier, współtwórca i reformator Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie, twórca Muzeum Anatomicznego i pierwszy profesor anatomii na Uniwersytecie Lwowskim. Jego śmierć była swego czasu szeroko komentowana, bo zmarł po skaleczeniu się przy balsamowaniu zwłok hrabiego Stanisława Badeniego, marszałka Sejmu Krajowego w Galicji, zaraziwszy się trupim jadem. Inni wybitni brzeżańscy gimnazjaliści to: Markian Szaszkewycz – ukraiński poeta romantyczny, pisarz, działacz oświatowy; Jan Dobrzański – publicysta, redaktor licznych pism lwowskich, w tym „Gazety Narodowej" i dyrektor Teatru Lwowskiego; Aleksander Jasiński – prezydent Lwowa; Tadeusz Schätzel – wicemarszałek Sejmu; Ludwik Schreiber – starosta Trembowli; Stanisław Wiszniewski – poseł na Sejm Rzeczypospolitej i burmistrz Brzeżan oraz utalentowany historyk; prof. Zdzisław Kleinrok – polski lekarz farmakolog, autor podręczników akademickich o farmakologii, trzykrotny rektor Akademii Medycznej w Lublinie.

Przed wojną nauczycielem w gimnazjum brzeżańskim był Józef Słotwiński (1911 – 2005) – wybitny polski reżyser teatralny, współtwórca z Adamem Hanuszkiewiczem Teatru Telewizji, długoletni główny reżyser arcypopularnego w latach 60. XX w. Teatru Sensacji „Kobra" w Telewizji Polskiej.

Zagłada galicyjskich Brzeżan

Dramat Brzeżan w czasie II wojny światowej został zapisany w książce Zbigniewa Rusińskiego pt. „Tryptyk brzeżański". Jest to lektura wstrząsająca. Autor, rodowity brzeżanin, rocznik 1930, z wykształcenia inżynier lotnik, poświęcił wiele lat życia, aby precyzyjnie udokumentować dwie okupacje Brzeżan – sowiecką i hitlerowską oraz wymordowanie przez Niemców całej społeczności żydowskiej w Brzeżanach. Tysiące nazwisk, porażający opis nieludzkich mordów, jak gdyby wróciły znów czasy sprzed wieków, gdy na ziemie te wpadały hordy Tatarów, Turków bądź zbuntowanych Kozaków, siejąc śmierć i pożogę, obracając w perzynę wsie i miasta. Trudno uwierzyć, że takie rzeczy mogły się dziać w połowie XX wieku w środku Europy.

Bolszewicy do Brzeżan weszli 19 września 1939 r. i ogłosili, że nastąpiło „wyzwolenie braci ukraińskich od polsko-pańskiej niewoli". Burmistrzem mianowano miejscowego komunistę, byłego więźnia Berezy Kartuskiej, Kunie Grada. Przy akompaniamencie mityngów wychwalających wielkość Stalina i dobroczynność Armii Czerwonej wywożono Polaków w głąb Rosji, a ich domostwa zajmowali rosyjscy osadnicy.

28 – 30 czerwca 1941 roku Niemcy przeprowadzili niszczycielskie bombardowanie Brzeżan. Ucierpiał rynek i ulice w śródmieściu. Pożary były tak potężne, że nocą można było czytać gazety przy ich łunach. Naloty były spowodowane tym, iż według niemieckich informatorów w koszarach brzeżańskich stacjonował w tym czasie sztab gen. Timoszenki – dowódcy frontu południowego.

7 lipca 1941 roku, podobnie jak we wrześniu 1939 roku, Ukraińcy i brzeżańscy komuniści witali Armię Czerwoną, tym razem ukraińscy nacjonaliści z OUN chlebem i kwaśnym mlekiem witali przy mostku na Złotej Lipie oddziały Wehrmachtu. Po kilku dniach do Brzeżan zaczęły zjeżdżać niemieckie władze cywilne, a rządy w mieście objął jako starosta hitlerowiec Hans Adolf Assbach. Zaczął się krwawy, brutalny terror. Aresztowaniom i mordom nie było końca. Wykonawcami zbrodni byli Niemcy i ukraińscy policjanci. W mieście, w okolicach zamku, odkryto trzy zbiorowe mogiły Polaków i Ukraińców pomordowanych przez NKWD zaraz po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej. O tę zbrodnię Niemcy oskarżyli Żydów brzeżańskich, dla których zaczął się szczególnie okrutny czas.

W lutym 1942 roku, w najbardziej zniszczonej przez naloty dzielnicy Brzeżan, urządzono getto, które mogło pomieścić 1500 osób w zrujnowanych, na poły spalonych domach. Ale w sumie przewinęło się przez to miejsce kaźni około 8 tysięcy Żydów, przywożonych tutaj z całego powiatu brzeżańskiego.

W latach 1940 – 1945 nastąpiła całkowita wymiana mieszkańców Brzeżan. Polacy, którzy przeżyli wojnę, w większych grupach osiedlili się głównie w Kluczborku, Złotoryi, Nowej Soli i Bytomiu Odrzańskim. Brzeżany nie mają szczęścia do historyków. Najbardziej wartościowa literatura dotycząca ich dziejów jest już przestarzała, przedwojenna. Największe zbiory dokumentów i ikonografii do dziejów miasta Rydza-Śmigłego posiadają dwaj pasjonaci, potomkowie Brzeżan, urodzeni już na Śląsku – Ryszard Brzeziński, historyk sztuki z Pielgrzymowa, i Witold Goliński, nauczyciel historii w kluczborskim liceum.

—Stanisław Sławomir Nicieja, profesor historii, długoletni rektor Uniwersytetu Opolskiego, wybitny znawca dziejów Kresów i autor licznych książek na ich temat

Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"

Lipy są tam bowiem najczęściej spotykanym drzewem. Ich nieregularne szpalery wiją się wzdłuż rzeki, znacząc jej bieg, i wczesną jesienią ich korony zdają się zamieniać w złocistą, a później rudziejącą aleję zanikającą gdzieś daleko za horyzontem.

Wiele mówiącą jest etymologia nazwy miasteczka. Cóż to bowiem znaczy – Brzeżany? Otóż niskie brzegi rzeki, porośnięte sitowiem i oczeretami, nazywały się po starosłowiańsku berezany – brzeżany. A ponieważ te niskie brzegi otaczały gród, miasteczko nazwano Brzeżany. Wzniesiony tam zamek był fascynującym obiektem nie tylko dla historyków i architektów. Szturmowały go wielokrotnie wojska tatarskie, tureckie, kozackie i długo miał opinię jednego z najtrudniejszych do zdobycia. Usytuowany był bowiem na trudno dostępnym płaskowyżu. Złota Lipa, która pod Brzeżanami wypływała z dużego stawu, a właściwie małego jeziora, rozwidlała się i jak gdyby ramionami obejmowała wzgórze zamkowe, i tuż za wzgórzem wpadała do drugiego stawu. W ten sposób zamek stał na wyspie, ze wszystkich stron otoczony wodą, stawami i mokradłami.

Pozostało 96% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020