W ciągu pięciu godzin policjanci otoczyli blok w centrum Moskwy, a cała akcja wyglądała jak operacja antyterrorystyczna. –Został wyłączony internet i telefon – poinformował wczoraj w Twitterze Roman Perewerzew, jeden z członków „Braci Nawalnego". W wyniku operacji zatrzymano cztery osoby, stawiając im zarzuty „stawianie oporu przedstawicielom władzy". Według prawa rosyjskiego grozi im za to 15 dni więzienia.
Policja znalazła dziesięć paczek z ulotkami opozycyjnego kandydata na mera Moskwy Aleksieja Nawalnego. Według „Braci Nawalnego", ulotki te nie mają nic wspólnego ze sztabem Nawalnego, ponieważ działają oni jako oddzielna organizacja.
- Bez żadnych podstaw i sankcji, policja przeprowadza rewizję, wywarzając drzwi w prywatnym mieszkaniu – poinformował sztab wyborczy Aleksieja Nawalnego.
Moskiewska policja określiła swoje działania jako „akcję ratowniczą". Według funkcjonariuszy radykalne działania spowodowane były wydobywaniem się spod drzwi mieszkania dymu. Co innego mówi świadek zdarzenia Nikołaj Lewszic.
- Całym procesem sterowały dwie osoby w cywilu, które dawały rozkazy pozostałym funkcjonariuszom – mówił dla gazeta.ru
Interesującym jest również to, że inicjator całego zdarzenia, Nikołaj Lewiczew, w momencie gdy policja przeprowadzała operację, udzielał wywiadu dla rosyjskiej telewizji tuż obok przeszukiwanego mieszkania. Konkurent Aleksieja Nawalnego wykorzystał w ten sposób sytuację reklamując swoją kandydaturę.
Rosyjska niezależna prasa określiła incydent jako „akt zastraszenia konkurentów" i powiązała to ze sprawą domniemanego zagranicznego finansowania Aleksieja Nawalnego, o które został on oskarżony przez rosyjską prokuraturę generalną. Według oskarżenia na elektroniczny rachunek Nawalnego „yandex", zrealizowano ponad trzysta przelewów z zagranicy. Sztab wyborczy opozycjonisty odpiera wszystkie zarzuty.