Islamiści zaatakowali w nocy. – Strzelali do uczniów, gdy ci spali w akademiku – mówił Molima Idi Mato, rektor college’u rolniczego w stanie Jobe, w północno-wschodniej Nigerii. Zginęło co najmniej 40 osób, w zdecydowanej większości uczniów. Po dokonaniu masakry islamiści podpalili sale lekcyjne.
Szkołę otwarto niewiele ponad dwa tygodnie temu. Od lipca była zamknięta, podobnie jak inne placówki oświatowe w regionie. Członkowie Boko Haram atakowali je od kilku miesięcy. Najokrutniejszego mordu dokonali na początku lipca 50 km od Jobe, gdzie spalili żywcem 29 uczniów i ich nauczycielkę. Od tamtego czasu wszystkie szkoły w stanie były zamknięte.
Dwa tygodnie temu władze Nigerii uznały, że należy je otworzyć, ale odtąd będą ochraniane przez policję i wojsko. – Mimo obietnic nie było u nas żadnych służb bezpieczeństwa – twierdzi Mato.
Wczorajszy atak zapewne był zemstą za rządową ofensywę przeciwko Boko Haram. Sprzymierzona z Al-Kaidą sekta chce zmienić Nigerię w państwo islamskie. W ciągu ostatnich trzech lat w jej atakach zginęło 1,6 tys. ludzi, a przeszło 30 tys. uciekło do sąsiednich Kamerunu i Czadu.
Rząd Nigerii, najludniejszego kraju Afryki zamieszkanego przez muzułmanów i chrześcijan, długo próbował się dogadywać z islamistami. Gdy jednak wiosną przejęli oni kontrolę nad stanem Borno, nazywanym przez mieszkańców „Domem Pokoju”, najbiedniejszym regionem w całej Nigerii, rząd zdecydował, że dalszych negocjacji nie będzie. I nie była to łatwa decyzja, bo rozkaz do wojny z islamistami musiał wydać prezydent, który sam jest chrześcijaninem. Goodluck Jonathan wprowadził stan wyjątkowy w trzech stanach: Borno, Jube i Adamawa. Dodatkowo poprosił Niger i Czad, by na granicach rozmieściły dodatkowe oddziały i wyłapywały islamistów uciekających przed ofensywą nigeryjskiej armii.