Aung San Suu Kyi została nagrodzona przez Parlament Europejski za walkę o rządy prawa i demokrację w swoim kraju, Birmie. W 1990 roku nie mogła odebrać nagrody, bo była w areszcie domowym. - Unia Europejska i Parlament Europejski są Birmańczykom potrzebne jako czujny obserwator trudnego procesu pojednania narodowego. Zdrowy sceptycyzm jest pomocny - mówiła dziennikarzom na spotkaniu po odebraniu nagrody.

Proces pojednania między juntą wojskową, która zrzuciła mundury, a prześladowaną do niedawna opozycją, której przywódczynią jest Aung San Suu Kyi, przebiega powoli i z oporami. Na dodatek, jak mówiła, nie pojawiło się w Birmie zbyt wielu inwestorów, bo nie ma jeszcze państwa prawa i brakuje zaufania do władz. A gospodarka to najważniejszy problem: - Jak jeżdżę po wsiach i miasteczkach, na północy czy południu, wschodzie czy zachodzie kraju, to słyszę przede wszystkim jedno: Chcemy pracy. Zwłaszcza bezrobocie wśród młodzieży to tykająca bomba. Aung San Suu Kyi została zwolniona z aresztu domowego trzy lata temu. W zeszłym roku w wyborach uzupełniających do parlamentu jej partia pokazała, jak wielką popularnością się cieszy po latach dyktatury wojskowej - zdobyła 43 z 45 mandatów.

Następne wybory odbędą się w 2015 roku. - Nie będą w demokratyczne, jeżeli najpierw nie dojdzie do zmiany konstytucji - mówiła wczoraj Aung San Suu Kyi w Brukseli. Ten nowy parlament ma wybrać prezydenta. Liderka opozycji zamierza się starać o ten urząd, a dzisiejsza konstytucja nie pozwala jej na to, bo wspomina, że najbliższa rodzina nie może mieć obywatelstwa innego kraju. Jej mąż, Brytyjczyk, już nie żyje. Synowie zostali pozbawieni birmańskiego obywatelstwa przez juntę w 1989 roku. I mieszkali przez ćwierć wieku z dala od matki, w Wielkiej Brytanii.

Jerzy Haszczyński ze Strasburga