Sebastian Edathy, jeszcze na początku lutego dobrze się zapowiadający poseł SPD, jest oskarżony o posiadanie pornografii dziecięcej. Ściślej rzecz biorąc, wyjaśnił w zeszłym tygodniu prokurator z prowadzącej sprawy prokuratury w Hanowerze, zarzuty dotyczą czynów z „obszaru graniczącego" z pornografią dziecięcą.
Chodzi o zakup w kanadyjskiej firmie internetowej filmów i zdjęć z rozebranymi chłopcami w wieku od 8 do 14 lat, ale nie w pozach pornograficznych. Część niemieckich polityków zaczyna się domagać, by karać za rozpowszechnianie wszelkich zdjęć rozebranych dzieci. Podobnego zdania jest też szef Niemieckiego Związku Ochrony Dzieci: – Handlowanie takimi ujęciami jest ciężkim wykroczeniem przeciwko godności ludzkiej – mówił Heinz Hilgers dziennikowi „Kölner Stadt-Anzeiger".
Zaostrzenia prawa domagają się też politycy partii chadeckich, w tym CSU, której przedstawiciel Hans-Peter Friedrich jest jak na razie największą ofiarą afery pedofilskiej Edathy'ego. Został w piątek zmuszony do dymisji ze stanowiska ministra rolnictwa. Za to, że kilka miesięcy wcześniej, jako szef MSW w poprzednim rządzie Angeli Merkel, ujawnił czołowym politykom SPD, że w sprawie ich kolegi partyjnego toczy się dochodzenie.
Heinz Hilgers przestrzegł jednak, że penalizacją nie można objąć obrazów „codziennej rzeczywistości", czyli choćby zdjęć robionych przez rodziców gołym dzieciom na plaży. Pomysły karania za rozpowszechnianie wszelkich zdjęć z rozebranymi dziećmi krytykuje prof. Marian Filar, współautor paragrafów dotyczących pornografii w polskim kodeksie karnym.
– To znaczna przesada, motywowana względami politycznymi. W Polsce znaczną część dzieł sztuki trzeba by zniszczyć. Jeżeli penalizujemy, to musimy to karać. Zresztą każdy dobry seksuolog czy psycholog powie, czy dana prezentacja ma podtekst erotyczny czy go nie ma. Jak ktoś na zdjęciu nie ma majtek, to nie znaczy, że to pornografia. Zdjęcie małego naguska na kocyku nie jest pornografią – mówi „Rz" prof. Filar.