– Nadszedł czas, by poprosić bogatych o trochę więcej – mówi de Blasio i chce spełnić kolejną zapowiedź: zapewnić wszystkim dzieciom tanią opiekę przedszkolną. Jednym z kluczowych elementów planu jest podniesienie podatku dochodowego dla mieszkańców miasta zarabiających więcej niż pół miliona dolarów rocznie. Nowy Jork jest jednym z niewielu dużych miast w USA, obciążających mieszkańców dodatkową daniną, niezależnie od podatków federalnych i stanowych. Pomysłowi sprzeciwia się gubernator stanu Nowy Jork Andrew M. Cuomo, który argumentuje, że nowe podatki wywołają odwrotny skutek – wypłoszą bogatszych ludzi z miasta i zmniejszą jego przychody. I skąd wówczas wziąć pieniądze na 29 tysięcy nowych miejsc w przedszkolach? Cuomo sugeruje, że trzeba znaleźć fundusze na przedszkola w budżetach stanowym i federalnym, ale de Blasio nie chce ustąpić.
Auta w żółwim tempie
Już za czasów poprzednich burmistrzów Rudolpha Giulianiego i Michaela Bloomberga Nowy Jork zmienił oblicze. Z miasta zniknęły dzielnice czerwonych latarni, spadły wskaźniki przestępczości dzięki zwiększeniu liczby policjantów na ulicach i upowszechnieniu monitoringu. Bloomberg zrobił wiele dla poprawy jakości życia – wprowadził zakaz palenia w miejscach publicznych, nakazał, aby wszystkie restauracje podawały wartość kaloryczną potraw, a każdy z lokali gastronomicznych oznaczony był literą potwierdzającą stopień czystości. Propozycja zakazu sprzedaży napojów gazowanych w dużych pojemnikach została zablokowana przez sąd, ale de Blasio nie ukrywa, że chce podążać tą samą drogą.
„Vision Zero” – to krucjata de Blasio, która ma zredukować do zera liczbę pieszych ginących na nowojorskich drogach. Wśród 63 pomysłów znalazło się między innymi ograniczenie prędkości w mieście z 30 (50 km) do 25 mil (42 km) na godzinę. W ośmiu specjalnie wydzielonych strefach ograniczenie ma być jeszcze niższe – 20 mil/h. Ale są i inne: instalowanie setek nowych kamer monitoringu oraz nieoznakowanych radarów, wzmocnienie liczebności patroli drogowych i zwiększenie liczby wypisywanych mandatów. „Nie akceptujemy obecnego stanu. Zbyt wiele ludzi ginie na ulicach” – mówi burmistrz.
Nowojorczycy przyjęli te propozycje z mieszanymi uczuciami, podobnie jak cztery tysiące mandatów wlepionych kierowcom za zbyt szybką jazdę. I na razie nie zmieniają nawyków – mimo sporadycznych akcji karania za przechodzenie na czerwonych światłach, nadal przechodzą przez jezdnie wtedy, kiedy mają ochotę.
W boju o „Vision Zero” burmistrz zaliczył wizerunkową wpadkę. De Blasio, który poucza nowojorczyków na temat bezpieczeństwa pieszych, został przyłapany na przechodzeniu na czerwonym świetle na jednej z ulic Brooklynu. I to w towarzystwie policjanta. Dwa dni wcześniej samochód wiozący burmistrza dwukrotnie nie zatrzymał się przy znaku „Stop”, ponadto przekroczył dopuszczalną prędkość o ponad 20 km na godzinę.
Są jednak decyzje, które będą przekładać się zarówno na bezpieczeństwo publiczne, jak i na kondycję gospodarczą miasta. De Blasio chce zrezygnować z forsowania praktyki „stop-and-frisk”, czyli możliwości zatrzymania podejrzanej osoby na ulicy i przeszukania jej na miejscu przez policjanta. Obrońcy praw człowieka, którym udało się podważyć te praktyki w sądzie, nie ukrywają satysfakcji. Sprawa jednak wróciła do sądu niższej instancji, a media nie pozwolą o sprawie zapomnieć.
W obronie szkap
Nowy burmistrz toczy także mniejsze wojny. Jeszcze podczas kampanii wyborczej nie ukrywał, że nosi się z zamiarem usunięcia z ulic miasta konnych dorożek. Pytany, dlaczego chce, aby Nowy Jork zrezygnował z atrakcji turystycznej nawiązującej do XIX-wiecznej historii miasta, opowiadał o nieludzkich warunkach, w jakich konie są przetrzymywane w wielkim mieście. Projekt zarządzenia w tej sprawie na razie ugrzązł w radzie miejskiej, ale de Blasio nie zrezygnował. – Będziemy podejmować agresywne działania, aby dorożki zniknęły z ulic Nowego Jorku – zapewniał pod koniec lutego – to nieludzkie i nie przystoi naszym czasom. Żyjemy w 2014 roku.