Rebelianci z grupy byłych żołnierzy i strażników przemysłu petrochemicznego kierowanej przez Ibrahima Dżathrana zajęli port i domagają się, by wpływy ze sprzedaży ropy były sprawiedliwiej dzielone między mieszkańców całego kraju. Za szczególnie źle traktowanych uważają się zwłaszcza mieszkańcy wschodniej części kraju, którzy powołali nawet własny „parlament" i grożą secesją. As-Sidr to jeden z trzech portów naftowych, których okupacja sparaliżowała eksport libijskiej ropy.
W odpowiedzi w poniedziałek Powszechny Kongres Narodowy (parlament Libii) zarządził powołanie formacji wojskowej, która ma zakończyć podjętą przez rebeliantów okupację portów wywozowych. Rebelianci mają tydzień na zakończenie „wszelkich bezprawnych działań".
Zakładnikiem sporu stał się saudyjski (ale pływający pod północnokoreańską banderą) tankowiec „Morning Glory", który zakończył w poniedziałek ładowanie ropy w kontrolowanym przez rebeliantów porcie As-Sidr, ale jeszcze z niego nie wypłynął. Rząd w Trypolisie ostrzegł, że tankowiec zostanie zaatakowany jeśli spróbuje wypłynąć z portu na otwarte morze. Abb-Rabbo al-Barassi, samozwańczy „premier" rebeliantów ostrzegł z kolei, że jakikolwiec atak na tankowce spotka się z ich zbrojną odpowiedzią.
Spór o dochody z eksportu libijskiej ropy to tylko jeden z obszarów wewnętrznego konfliktu między centralnym rządem, a lokalnymi grupami rebelianckimi i plemiennymi. Kraj może popaść w chaos lub nawet ulec podziałowi ponieważ rząd nie potrafi dojść do porozumienia z ugrupowaniami, które brały udział w walkach przeciwko reżimowi Muammara Kadafiego a dziś uważają się za pomijane w podziale wpływów i władzy.