Zagrożenie inwazją ze strony Rosji dotyczy już nie tylko Ukrainy, lecz również państw sojuszniczych. Przez ostatnie tygodnie sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen odwiedzał kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polskę i państwa bałtyckie.
Wrócił do Brukseli z przekonaniem, że obawy związane z Rosją mają uzasadnienie. – Na pewno nie są przesadzone – powiedział Rasmussen pytany o to przez „Rz". Według niego głoszona obecnie przez Rosję doktryna dająca prawo do interwencji w obronie mniejszości rosyjskojęzycznej budzi uzasadnione obawy. – Dlatego podjęliśmy natychmiastowe decyzje wzmocnienia naszej wspólnej obrony i pracujemy nad dalszymi rozwiązaniami o skutkach długoterminowych – pokreślił Rasmussen.
Dzisiaj w Brukseli spotkali się szefowie sztabów państw NATO, czyli najwyżsi rangą wojskowi 28 państw Sojuszu. To nie oni przyjmują ustalenia o nowych inicjatywach w NATO – te należą do polityków i mogą powstać na spotkaniu ministrów obrony NATO na początku czerwca, a następnie na szczycie NATO w Walii we wrześniu. Wojskowi jednak wskazują na militarne słabości sojuszu w obliczu nowego nieoczekiwanego zagrożenia.
– Nasze siły szybkiego reagowania dobrze wykonują powierzoną im pracę. Pytanie, czy daliśmy im właściwe zadania. Nad tym trzeba się zastanowić w najbliższych tygodniach. Ich zdolność reagowania musi być wzmocniona – powiedział Philip Breedlove, amerykański generał, szef struktur wojskowych NATO.
Według niego NATO musi opracować strategię reakcji na zachowania agresywnego sąsiada. Na razie nie ma jeszcze sygnałów zagrożenia militarnego ze strony Rosji pod adresem Mołdawii, która w czerwcu będzie podpisywać umowę stowarzyszeniową z UE. – Trzeba jednak zachować ostrożność, bo retoryka Rosji w sprawie Naddniestrza przypomina tę stosowaną wobec Krymu i wschodniej Ukrainy – powiedział Breedlove.