Anna Słojewska z Brukseli

Brytyjski premier nie ustaje w oporze wobec kandydatury Jean'a-Claude'a Junckera. ?W ostatni piątek w europejskiej prasie ukazał się jego artykuł, w którym docenia co prawda kwalifikacje Luksemburczyka, ale podważa sam proces nominacji. Stwierdza, że Parlament Europejski nie ma prawa narzucać szefom państw i rządów nazwiska kandydata na przewodniczącego KE i że to premierzy i prezydenci w swoim gronie muszą suwerennie wskazać następcę Jose Barroso. – Akceptacja tego żądania byłaby bardzo szkodliwa dla Europy i podważyła jej demokratyczną legitymację – napisał David Cameron. Z naszych informacji wynika, że Brytyjczycy nie są gotowi na żaden kompromis. – Mówią zdecydowanie, że nigdy nie zaakceptują Junckera – powiedział nam wysoki rangą dyplomata jednego z dużych państw UE.

Londyn ma jednak problem za znalezieniem poparcia dla swojego weta. Grono ewentualnych przeciwników Junckera jest niezmienne: Szwecja, Holandia, Węgry. Nie tylko nie wystarczy to do zbudowania mniejszości blokującej w Radzie UE. Nie jest nawet pewne, czy kraje te gotowe są wspierać Wielką Brytanię do końca.

W tej sytuacji kluczowe staje się zachowanie Hermana Van Rompuya, szefa Rady Europejskiej. To on prowadzi konsultacje z Parlamentem Europejskim oraz szefami państw i rządów. W ubiegłym tygodniu spotkał się z szefami wszystkich grup politycznych w PE i od każdego – poza konserwatystami – usłyszał słowa bezwzględnego poparcia dla Junckera. – Jeśli nie będzie nominacji dla Junckera na szczycie UE 26–27 czerwca, to będziemy mieli kryzys instytucjonalny – powiedział Manfred Weber, szef Europejskiej Partii Ludowej. To ugrupowanie, które wygrało wybory w skali całej UE i którego kandydatem jest właśnie Luksemburczyk. Weekendowe wydanie francuskiego dziennika „Le Monde" donosi, że właśnie widmo tego konfliktu z PE miałaby zachęcać Van Rompuya do przedstawienia w najbliższych tygodniach propozycji nominacji dla Junckera. Dla sukcesu Junckera kluczowe jest poparcie Angeli Merkel. Niemiecka kanclerz początkowo zwlekała, ale nacisk opinii publicznej oraz jej własnej partii CDU w końcu spowodował, że udzieliła Luksemburczykowi jednoznacznego poparcia. Merkel ma jednak do rozstrzygnięcia niemiecki problem. Martin Schulz, lider socjalistów, szuka zajęcia dla siebie. Niemiecki polityk był kandydatem socjalistów na szefa KE i to głównie dzięki jego uporowi PE przeforsował ideę czołowych kandydatów. Wtedy wydawało się, że on sam na tym skorzysta, bo sondaże dawały zwycięstwo socjalistom. Ostatecznie jednak wygrali chadecy i Schulz może być wielkim przegranym. Próbuje więc teraz forsować tezę, że skoro był drugi, to musi być niemieckim komisarzem. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że interesuje go teka komisarza ds. zatrudnienia i spraw społecznych, która pozwoliłaby mu w najbliższych latach propagować pomysły społeczne bliskie socjaldemokracji. Na tę autonominację nie zgadza się jednak Merkel, która nie chce mieć w Brukseli ?konkurenta politycznego. ?– Schulz jako niemiecki komisarz jest poza wszelką dyskusją. SPD ma dość ministerialnych tek jak na partię z 25-procentowym poparciem – powiedział w niemieckiej prasie Hans Peter Friedrich, deputowany CSU, bawarskiej chadecji. Schulz próbuje znaleźć dla siebie awaryjne stanowiska, jak ponowna nominacja na szefa PE czy przynajmniej szefostwo frakcji europejskich socjaldemokratów. Coraz częściej słychać jednak o próbach zablokowania ambitnego Niemca przez socjalistów z innych krajów.