Mircea Basescu został w piątek zatrzymany przez funkcjonariuszy urzędu antykorupcyjnego (Dyrektoriat Antykorupcyjny – DNA) pod zarzutem przyjęcia łapówki za wstawiennictwo u swojego brata, prezydenta. Co gorsza, pieniądze mają pochodzić od bossa przestępczego podziemia.
„Klientem" Mircei Basescu był Sandu Anghel, dobrze znany z powiązań w świecie zorganizowanej przestępczości. W maju został skazany na osiem lat i dziewięć miesięcy więzienia za usiłowanie zabójstwa. W trakcie procesu okazało się, że brat prezydenta miał w latach 2011–2012 przyjąć 250 tys. euro od jego syna Florina Anghela w zamian za spowodowanie odrzucenia oskarżenia albo przynajmniej znaczące zmniejszenie wyroku. W sprawę zamieszani byli też inni przyjmujący łapówki pośrednicy. W sumie Florin Anghel na wyciągnięcie ojca z opresji miał przeznaczyć 600 tys. euro.
Afera korupcyjna to doskonały pretekst do nowej próby odwołania głowy państwa
Nie jest jasne, czy prezydent wiedział o działaniach swego brata i czy faktycznie mogło chodzić o nielegalne wpływanie na prokuratorów i sędziów, co w Rumunii zdarzało się już wcześniej i wielokrotnie było przedmiotem zdecydowanej krytyki organów UE.
Część mediów ocenia, że mogło się zdarzyć, iż młodszy Basescu wykorzystał jedynie swoje „prezydenckie" nazwisko do wyciągnięcia pieniędzy od przestępców. Wysoki wyrok wskazuje, że albo zostali oni oszukani, albo łapówki okazały się nieskuteczne wobec obaw przed coraz skuteczniejszymi działaniami urzędu antykorupcyjnego, który sięga coraz wyżej. Za kratki trafił nawet były premier Adrian Nastase (socjalista), kilku ministrów oraz prokuratorzy i inni wysocy rangą urzędnicy państwowi.