Kiedy miesiąc temu dżihadyści z organizacji Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIS) wkroczyli do Mosulu, pierwszym, który zlustrował zdobyte na uciekającej irackiej armii amerykańskie hummery, był wysoki, rudobrody wojownik. Wśród entuzjazmu pozostałych rozsiadł się w zdobycznym pojeździe, zapowiadając, że to dobry znak na dalsze zwycięstwa.
Omar z Czeczenii
Tym brodatym wojownikiem był „generał" Omar asz-Sziszani, w którym obserwatorzy wojny syryjsko-irackiej dostrzegają dowódcę wojskowego skrzydła ISIS. Jego kariera doskonale ilustruje radykalizację ruchu islamistów, a przy okazji także rolę, jaką odgrywają w nim zagraniczni bojownicy ściągający na świętą wojnę.
Omar asz-Sziszani – naprawdę nazywający się Tarkan Batiraszwili – jest jednym z kilkuset Czeczenów walczących na syryjskim froncie (stąd wojenny przydomek oznaczający po prostu „Omar Czeczen"). Sprawni w boju, bezwzględni i fanatycznie oddani sprawie bojownicy z Kaukazu cieszą się specjalną estymą wśród pozostałych.
Wielu po prostu boi się ich porywczości i braku skrupułów. „Oni nie znają żadnych względów i nie wahają się przed niczym. Jeśli ich emir im każe, to bez zmrużenia oka strzelają nawet do dzieci" – mówił w zeszłym roku o Czeczenach włoskiej dziennikarce syryjski bojownik walczący wraz z nimi pod Aleppo.
Ten wojenny zapał przyniósł poważanie asz-Sziszaniemu vel Batiraszwilemu. Brodaty wojownik zaczął pojawiać się na filmikach i zdjęciach wykonywanych na froncie już ponad rok temu. Być może właśnie ta rosnąca „sława medialna" pomogła mu wyróżnić się spośród innych watażków i dowódców polowych. W czasie gdy rozpoczęła się inwazja islamistów na Irak, był rozpoznawalny lepiej niż sam Abu Bakr al-Bagdadi, przywódca Państwa Islamskiego i nowy samozwańczy kalif.