Aż strach powiedzieć, ale mógł to być już ostatni sposób.
Wcześniej nieskuteczne okazały się metody stosowane przez Warszawę – najpierw długo wykazywana dobra wola, wspieranie Litwy w sprawach umacniania odzyskanej przed prawie ćwierćwieczem niepodległości i jej bezpieczeństwa, z nadzieją, że przyczyni się to do zmiany antypolskiego nastawienia znacznej części elit.
Potem, gdy okazało się, że skutek jest odwrotny, bo ustawodawstwo zamiast zmieniać się na korzystniejsze dla Polaków na Litwie, stało się dla nich jeszcze bardziej niekorzystne – ochłodzenie stosunków z Wilnem.
Dwa lata temu partia mniejszości, Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, po raz pierwszy przekroczyła pięcioprocentowy próg w wyborach do litewskiego Sejmu i wprowadziła tam wielu posłów. Dzięki temu stała się atrakcyjnym graczem na scenie politycznej i przystąpiła na równych zasadach z trzema innymi partiami do koalicji rządzącej.
W programie rządu z udziałem Polaków znalazły się plany wprowadzenia ustawodawstwa, które poprawiłoby sytuację mniejszości. Wydawało się, że jest to najlepszy sposób na załatwienie spraw, które psują stosunki polsko-litewskie. To politycy AWPL mieli z litewskimi kolegami je załatwić, dając szansę na to, by Warszawa i Wilno wreszcie mogły się zająć tym, co je łączy – polityką wschodnią, polityką bezpieczeństwa i uniezależnianiem się energetycznym od Rosji.