Paksas to pierwszy polityk w Europie, który wygrał wybory (w 2003 r. prezydenckie) i został potem pozbawiony urzędu za pomocą procedury impeachmentu (rok później).
Nałożono na niego przy okazji dotkliwą karę – do końca życia miał mieć zakaz startu w wyborach na Litwie. I od tej pory występował w dziwnej roli – szefa populistycznej partii Porządek i Sprawiedliwość, czasem nawet współtworzącej rząd (tak jest w tej chwili), który sam nie może jednak zajmować żadnych stanowisk w ojczyźnie.
Zakaz nie dotyczył wyborów do Parlamentu Europejskiego, Paksas kolejną kadencję zasiada w jego ławach, w malutkiej, niewiele znaczącej Grupie Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej razem z eurosceptykami z Wielkiej Brytanii i Włoch.
Europejski trybunał w Strasburgu uznał, że dożywotni zakaz startu w wyborach na Litwie to kara zbyt dotkliwa. Podobne głosy odzywają się i w tym kraju.
W obronie Paksasa wystąpił nawet premier i szef Partii Socjaldemokratycznej Algirdas Butkevičius. Spytał niedawno polityków, czy boją się Paksasa jako rywala na krajowym podwórku czy też kierują nimi jakieś inne lęki. Część ekspertów uważa, że szefowi rządu chodzi o to, by Paksas wystartował, przegrał i na dobre zniknął z polityki.