17-letni Abdullah Elmir wyszedł z domu w czerwcu i wkrótce zaginął bez wieści. Okazało się, że wraz z kolegą o imieniu Feiz przedostał się do Turcji, a stamtąd do Syrii, by walczyć w szeregach samozwańczego Państwa Islamskiego. W tym tygodniu opublikował na YouTube buńczuczne „przesłanie bojownika Abu Chaleda". Grozi w nim premierowi Tony'emu Abbottowi i zapowiada walkę z niewiernymi, aż flaga Państwa Islamskiego zawiśnie nad Białym Domem i pałacem Buckingham.

Wybór młodocianego Australijczyka jako autora najnowszych pogróżek wobec Zachodu nie jest przypadkowy. Australia mocno zaangażowała się po stronie koalicji montowanej przez USA do walki z Państwem Islamskim. Najpierw Australijczycy skierowali do działań bojowych eskadrę myśliwców wraz z obsługą. W zeszłym tygodniu rząd podjął decyzję o skierowaniu na Bliski Wschód dodatkowo 200 żołnierzy sił specjalnych.

Niezależnie od tego Australijczycy ostro zabrali się do imamów i szkół religijnych prowadzących indoktrynację młodych imigrantów z państw islamskich, a nawet konwertytów bez muzułmańskich korzeni. Jak twierdzi matka Abdullaha Elmira (która, rozmawiając z dziennikarzami, nazwała własnego syna szalonym idiotą), on także padł ofiarą prania mózgu.

We wrześniu w związku z pogróżkami islamistów i informacjami o pierwszych powrotach do Australii bojowników uczestniczących w wojnie w Iraku i Syrii rząd Abbotta podwyższył stopień zagrożenia terrorystycznego do wysokiego. Policja przeprowadziła też rewizje w siedzibach kilku organizacji religijnych podejrzewanych o szerzenie wojowniczego dżihadyzmu. Działania prewencyjne władz wzbudziły irytację w środowiskach islamskich, które oskarżają rząd o naruszanie praw obywatelskich i prześladowania motywowane uprzedzeniami religijnymi. Niestety w podnoszeniu takich zarzutów pomagają im skrajni prawicowi radykałowie z Australian Defence League, którzy organizują demonstracje nienawiści wobec islamu.