Zainicjowany przez studentów protest trwał dokładnie 75 dni. Tyle też trwała okupacja kilku ulic dzielnicy finansowej Admiralty. Policja rozebrała tam wczoraj barykady, zdemontowała namioty i aresztowała stawiających opór studentów. Podobnie było w innym miejscu protestów, w dzielnicy Mong Kok na półwyspie Koulun.
W sumie w czasie 2,5-miesięcznego protestu aresztowano ponad 600 osób. Stosunkowo niewiele, biorąc pod uwagę, że na ulicach demonstrowały setki tysięcy osób. Tak było we wrześniu na początku fali protestów, gdy do studentów dołączyli mieszkańcy najbogatszego regionu Chin.
Pierwsza runda dla Pekinu
Ich sympatie dla protestujących szybko jednak zmalały. Mieszkańcy tego specjalnego regionu administracyjnego Chin, gdzie dochód narodowy na głowę przekracza 50 tys. dol. (pięć razy więcej niż przeciętna w Chinach), nie byli gotowi do nadmiernego ryzyka.
Liczba uczestników demonstracji systematycznie malała. W końcu na placu boju pozostała garstka. Od pewnego czasu wiedzieli doskonale, że przegrywają. Na koniec przygotowali transparenty z napisami „Wrócimy" i „To dopiero początek ".
– Wrócą na pewno. Młode pokolenie mieszkańców Hongkongu nie zrezygnuje ze swych żądań demokratyzacji systemu – zapewnia „Rz" Steve Tsang dyrektor Instytutu Badań nad Chinami Uniwersytetu w Nottingham. Jest przekonany, że demonstranci odnieśli sukces, manifestując swoje prawo do organizowania publicznych protestów.