Boris Johnson tym razem nie blefuje

Groźba premiera najpewniej się spełni i za trzy miesiące królestwo wyjdzie z Unii bez jakiegokolwiek porozumienia.

Publikacja: 28.07.2019 21:00

Boris Johnson wziął do swojego rządu samych zwolenników twardego brexitu

Boris Johnson wziął do swojego rządu samych zwolenników twardego brexitu

Foto: AFP

Boris Johnson jest nie tylko autorem biografii Winstona Churchilla, ale też jego nieskrywanym wielbicielem. W pierwszym wystąpieniu w parlamencie po uzyskaniu od królowej misji utworzenia nowego rządu nowy premier starał się więc naśladować swojego wielkiego poprzednika, mobilizując naród przed wrogiem, którym – jak zauważył „The Economist" – mają być nie naziści, ale „wątpiący" w możliwość wynegocjowania lepszych warunków z Brukselą.

– Wolałbym wyjść z Unii na podstawie umowy. Zdecydowanie bym wolał. Myślę, że jest to nadal możliwe na tym późnym etapie i będę pracował do upadłego, aby tak się stało. Ale pewne rzeczy trzeba powiedzieć jasno: porozumienie wynegocjowane przez moją poprzedniczkę zostało trzy razy odrzucone przez to zgromadzenie, jego zapisy są nie do przyjęcia przez ten parlament i ten kraj – oświadczył Johnson.

I postawił Unii ultimatum: warunkiem rozpoczęcia negocjacji jest rezygnacja przez Wspólnotę z backstopu, zobowiązania, że Wielka Brytania pozostanie częścią unii celnej z kontynentem do chwili, aż zostanie ustalone inne rozwiązanie, które pozwoli uniknąć przywrócenia kontroli na granicy między Republiką Irlandii a Irlandią Północną.

Przeczytaj też: Konserwatywny celebryta Boris Johnson

Tyle że zjednoczona Europa to ultimatum z miejsca odrzuciła. „Premier Johnson powiedział, że warunkiem osiągnięcia porozumienia jest zniesienie backstopu. To jest dla nas nie do zaakceptowania i wykracza poza mandat, jaki ustalała Rada Europejska. Musimy zachować spokój, trzymać się naszych zasad i wykazać jedność 27" – napisał w liście do przywódców Unii negocjator Brukseli Michel Barnier.

Taki sam przekaz dla Johnson miał szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, który rozmawiał z nim telefonicznie.

Stanowisko Polski

Czy Johnson zdoła przerwać solidarny front Unii, o który apeluje Barnier? Można w to wątpić.

– Od początku Polska jest bardzo zaangażowana w ten proces. Jesteśmy żywotnie zainteresowani tym, aby brexit, jeśli już ma do niego dojść, był oparty o porozumienie z UE – mówi „Rzeczpospolitej" minister ds. europejskich Konrad Szymański. – Jesteśmy gotowi odpowiedzieć na propozycje brytyjskie w możliwie konstruktywny sposób, ale musimy poruszać się w ramach wspólnie przyjętego mandatu całej UE. Wszyscy czekamy z uwagą na to, co zostanie przedstawione przez premiera Johnsona. Wówczas się do tego odniesiemy.

Jak dodaje Szymański, „kryzys ratyfikacyjny powstał w Wielkiej Brytanii, przyniósł zmianę premiera i duży wstrząs polityczny, jakim był wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego. Dlatego to strona brytyjska musi najpierw dokonać politycznej interpretacji tego, co się stało, i przedstawić swoje oczekiwania".

Według niego należy poczekać „na formalny kontakt między negocjatorami Unii a stroną brytyjską". – Dziś mamy tylko deklaracje medialne. Oczekiwania strony brytyjskiej są na razie bardzo daleko idące. Wszystko zależy jednak od tego, co realnie zostanie postawione na stole. Po stronie unijnej gotowość do kompromisu w sprawie backstopu jest bliska zeru. Ale być może są nowe rozwiązania, które zadowoliłyby obie strony. Trzeba też pamiętać, że inicjatywa należy do strony brytyjskiej – dodaje minister.

Klucz do przełomu w tych rokowaniach jest w Dublinie, nie Brukseli. Tak przynajmniej uważa Daniel Gros, dyrektor prestiżowego brukselskiego instytutu CEPS.

– Unia musi bronić żywotnych interesów krajów członkowskich, to podstawa jej funkcjonowania. Dlatego nie będzie naciskała na Irlandię, aby poszła na kompromis w sprawie backstopu. Tym bardziej że nawet jeśli większość państw Unii wolałaby porozumienie z Londynem, to aż tak bardzo nie odczuje twardego brexitu – mówi „Rzeczpospolitej" Gros.

Zobacz też: Sajid Javid pokieruje brytyjskimi finansami

Andrew Gilmore, zastępca dyrektora Irlandzkiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i Europejskich (IIEA), potwierdza w rozmowie z naszą gazetą: „Irlandzcy urzędnicy nie wskazują na żadne naciski z kontynentu w sprawie backstopu. Johnson mógłby liczyć na ruch ze strony Dublina tylko, jeśli zmieniłby własne czerwone linie i zgodził się na pozostanie kraju po brexicie w unii celnej z UE czy jednolitym rynku". To jednak wydaje się zupełnie wykluczone.

Większość ?nie jest potrzebna

Francuski prezydent Emmanuel Macron ogłosił, że „za kilka tygodni" spotka się z Johnsonem. Czy wtedy może dojść do zgody w sprawie zmiany wynegocjowanego porozumienia?

– W tradycji de Gaulle'a Francja zawsze chciała pozbyć się z Unii Wielkiej Brytanii, bo mylnie uważa, że to pozwoli na większą integrację Wspólnoty. Dlatego być może Macron z Johnsonem uzgodnią zmianę jakiegoś przecinka w umowie, aby to sprzedać jako przełom, który przekona brytyjski parlament – zastanawia się Gros.

Ale dyrektor CEPS podkreśla rzecz fundamentalną: „W tej rozgrywce Johnson nie potrzebuje większości w Westminsterze, bo jeśli premier nie wystąpi do Brukseli o przedłużenie negocjacji i nie uzyska ratyfikacji w parlamencie, opcją domyślną jest wyjście królestwa z Unii 31 października bez żadnego porozumienia.

– W tej chwili wygląda na to, że najbardziej prawdopodobne jest wyjście Wielkiej Brytanii z Unii 31 października bez żadnego porozumienia. To scenariusz negatywny i dla Wielkiej Brytanii, jak i dla samej UE – uważa Szymański.

Ale Gros uspokaja: „Dzień po rozwodzie Johnson najpewniej usiądzie do stołu z Brukselą i potwierdzi większość zapisów umowy przejściowej. Już zagwarantował prawa obywateli Unii, Londyn zapłaci też rachunek za zobowiązania wobec UE (ok. 40 mld euro), bo Wielka Brytania zawsze regulowała swoje rachunki – podkreśla.

Pozostaje kwestia irlandzkiej granicy. Andrew Gilmore przyznaje, że w razie twardego brexitu i stopniowego odchodzenia przez Brytyjczyków od unijnych regulacji Dublin będzie musiał wprowadzić kontrole celne. Czy przegra na tej rozgrywce? Ostateczną stawką jest zjednoczenie wyspy.

– Zmiany demograficzne powodują, że katolicy będą stopniowo stanowili większość w Ulsterze. W razie twardego brexitu Irlandia Północna stanie się tym regionem Wielkiej Brytanii, w który najmocniej uderzy kryzys gospodarczy. Za 10, 15 czy 20 lat będziemy więc pewnie mieli referendum zjednoczeniowe, w którym większość może opowiedzieć się za zjednoczeniem wyspy, bo będzie to też głos za powrotem do Unii – uważa Gilmore.

Na razie Johnson się tym jednak nie przejmuje. Pod kierunkiem specjalnego ministra Michaela Gove'a zostaną przyspieszone przygotowania do rozwodu bez porozumienia. Do rządu weszli też jego zatwardziali zwolennicy, jak szef MSZ Dominic Raad czy odpowiedzialna za sprawy wewnętrzne Priti Patel.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021