W poniedziałek rano euro było wymieniane za około 1,118 dolarów, o 0,18 proc. mniej niż w piątek.
To nie jedyny sygnał, że wiadomości z Aten nie wywołały paniki na rynku. Rentowność włoskich i hiszpańskich obligacji, choć wzrosła, to pozostaje wciąż niezwykle niska. Inwestorzy są nadal gotowi pożyczać władzom w Rzymie i Madrycie na bardzo korzystnych warunkach bo nie spodziewają się, aby ewentualne wyjście Grecji ze strefy euro wywołało efekt domina i doprowadziło do wyrzucenia z unii walutowych innych krajów południa Europy.
Trzy lata temu tak nie było: wówczas kryzys rządowy w Grecji był uważany za śmiertelne zagrożenie dla wspólnej waluty. Od tego czasu Włosi, Hiszpanie ale także Portugalczycy czy Irlandczycy zrobili ogromny postęp w uzdrawianiu finansów publicznych i poprawie konkurencyjności gospodarki. Dla inwestorów są teraz wiarygodnymi partnerami.
Od 2009 r. inwestorzy prywatni pozbyli się z kolei ogromnej części greckiego długu lub ponosząc duże straty zostali pozbawienie greckich obligacji. Teraz wierzycielami Aten są niemal wyłącznie międzynarodowe instytucje finansowe. To kolejny czynnik, który zapobiega panice na rynku.
Zwycięstwo Syrizy do tej pory nie wywołało burzy na rynkach takżę z powodu układu sił między Berlinem i Atenami. Inwestorzy spodziewają się, że lider populistycznego ugrupowania Aleksis Tsipras wywalczy tylko kosmetyczne zmiany gdy idzie o warunki spłaty greckich zobowiązań i reformy rynkowe, jakie musi kontynuować Grecja. Inaczej Niemcy zmuszą grecki rząd do wyprowadzenia kraju ze strefy euro, czego większość społeczeństwa nie chce.