Comey stwierdził wówczas, że już jako nastolatek, pochodzący z religijnej irlandzkiej rodziny, gdy dowiedział się o tym, co spotkało Żydów podczas wojny, zadawał sobie pytania dotyczące wiary i Boga, a Holokaust prześladował go przez całe życie.
Comey tłumaczył, że choć rzeź przeprowadzona została przez "chorych i złych ludzi", to w ich ślady poszli również ci, którzy "dawali jałmużnę, kochali swoje dzieci i chodzili do kościoła". Szef FBI podkreślał, że poddając się władzy grupy jesteśmy w stanie zrezygnować z wyznawanych przez siebie wartości i przekonać się niemal do wszystkiego.
- Dobrzy ludzie mordowali miliony - mówił Comey w Muzeum Holokaustu. - W ich umysłach, umysłach nazistów i ich wspólników z Polski i Węgier i z wielu innych miejsc, nie powstała myśl, że robią coś złego. Uważali, że robią to, co muszą, co nieuniknione. I to nas naprawdę powinno przestraszyć.
Dziś, jak twierdzi, każdy zatrudniany przez niego nowy pracownik ma obowiązek odwiedzenia Muzeum Holokaustu. - Chcę, by zobaczyli, co ludzkość jest w stanie zrobić. By wyszli stąd ze świadomością, jak ważny jest kręgosłup moralny i czym można zapłacić za poddanie się złu.