Jako o kraju, który ma ambicje: w mediach (pierwsza wielka arabska telewizja Al-Dżazira), w sporcie (zdobycie organizacji futbolowego Mundialu 2022) i polityce bliskowschodniej.
Wsparcie dla odległych rewolucji
Dzięki gigantycznym zasobom gazu kraj wielkości województwa świętokrzyskiego mógł sobie pozwolić na prowadzenie polityki w dużych krajach Bliskiego Wschodu. Zaangażował się w obalanie dyktatora w Libii, we wspieranie przeciwników Baszara Asada w Syrii, a potem w budowanie nowego islamistycznego Egiptu rządzonego przez Bractwo Muzułmańskie.
– Jeżeli ludzie potrzebują pomocy, to trzeba im pomagać. A komu mamy pomagać? Dyktatorom, którzy zabijają własny naród, czy ludziom, którzy chcą budować lepszą przyszłość? – mówi „Rz" Chalid al-Dżaber, redaktor naczelny katarskiego anglojęzycznego dziennika „The Peninsula".
Wielomiliardowa pomoc dla obalonego przez wojsko prezydenta Mursiego doprowadziła jednak do izolacji Kataru przez inne prozachodnie monarchie Półwyspu Arabskiego z najważniejszą – saudyjską na czele. Nagle Bractwo Muzułmańskie stało się dla nich symbolem islamskiego terroryzmu. W marcu zeszłego roku Rijad i Abu Zabi wycofały ambasadorów z Dauhy, pojawiła się groźba zamknięcia jedynej lądowej granicy – z Arabią Saudyjską.
– Teraz mamy pojednanie między Katarem a Arabią Saudyjską, połączyły je wspólne zagrożenia ze strony tzw. Państwa Islamskiego i proirańskich rebeliantów w Jemenie. Przy okazji Katar zmniejszył swoją aktywność za granicą – tłumaczy „Rz" Pascal Boniface, dyrektor francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS), którego spotykam w Dausze.