Na dzień przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w łotewskiej stolicy Nils Muiznieks, komisarz ds. praw człowieka Rady Europy, ostrzega: – To, co Putinowi udało się osiągnąć dzięki środkom masowego przekazu na Ukrainie, będzie mógł powtórzyć w innych regionach dawnego sowieckiego imperium, jeśli Unia się nie zmobilizuje – mówi „Rz".
– Trzeba uruchomić alternatywne media po rosyjsku, przede wszystkim kanały telewizyjne. Ale to będzie długa, kosztowna i trudna walka. Wpływy rosyjskiej propagandy sięgają nawet do krajów Unii: dla działaczy niemieckiej Pegidy kremlowska telewizja Russia Today to jedno z głównych źródeł informacji – dodaje.
Amerykańska fundacja Carnegie już wiele lat temu ostrzegała Waszyngton i Berlin przed przejmowaniem przez Kreml kontroli nad rosyjskimi mediami i budową potężnej machiny propagandowej. Obama i Merkel nie chcieli jednak reagować: wierzyli w „reset" z Rosją, pogłębienie współpracy. Kryzys na Ukrainie uświadomił zachodnim przywódcom ten błąd. Ale otrzeźwienie nie jest na tyle głębokie, aby rzeczywiście zmobilizować poważne środki.
Europejska Fundacja na rzecz Demokracji (EED), organizacja powołana przez kraje UE, aby wesprzeć wolne media na terenach b. ZSRR, może liczyć co najwyżej na kilka–kilkanaście milionów euro rocznego wsparcia. O większych środkach nie chcą słyszeć Francja i kraje południa Europy. Także Niemcy twierdzą, że nie ma co przesadzać.
Przy takich funduszach nie da się jednak zbudować rywala dla potężnej sieci rosyjskich kanałów telewizyjnych, które otrzymują dziesiątki, o ile nie setki razy większe dotacje od Kremla.