Miesiąc przed powieszeniem Eichmanna, który do dziś pozostaje jedyną osobą straconą w majestacie prawa w państwie Izrael, odwiedziła go żona - podaje "Jerusalem Post".
O możliwość odwiedzenia skazanego na śmierć męża poprosiła Vera Eichmann. Złożyła wniosek do ówczesnego ministra sprawiedliwości Izraela, Dova Yosefa. Ten przedłoźył sprawę na posiedzeniu rządu 18 marca 1962 roku. Tego samego dnia miał zapaść wyrok w sprawie apelacji od wyroku śmierci, którą złożył Eichmann.
W sprawie ewentualnych odwiedzin Very Eichmann u męża odbyło się specjalne posiedzenie komisji Knesetu do spraw zagranicznych i obrony. Minister Dov Yosef przytaczał argumenty premiera Davida Ben-Guriona, który obawiał się, że młode państwo Izrael może się spotkać z międzynarodową krytyką, jeśli nie zgodzi się na prośbę Very Eichmann.
Z kolei ówczesna minister spraw zagranicznych, późniejsza premier Izraela Gołda Meir stanowczo sprzeciwiała się wydaniu takiej zgody. Uważała, że w stosunku do żony zbrodniarza nie należy kierować się żadnymi sentymentami. Ostatecznie jednak dała się przekonać w trosce o wizerunek państwa. - Wiem, że większość z nas w pełni akceptuje wyrok śmierci dla Eichmanna - powiedziała wówczas. - Ale wiem też, że są na świecie sprawiedliwi, których świadomość będzie teraz znacznie większa niż była podczas Holokaustu.
Uzgodniono, że wizyta Very Eichmann u męża ma się odbyć w absolutnej tajemnicy i jak najszybciej, najlepiej w ciągu najbliższych 24 godzin i pod warunkiem, że dołoży się wszelkich starań, by kobieta nie pomogła Eichmannowi "w zbyt humanitarny sposób przejść do innego świata".