Tak wielu ofiar nie było chyba nigdy. Zdaniem dziennika „El Pais" w ciągu ostatnich 15 lat byki śmiertelnie raniły 70 osób, średnio cztery–pięć rocznie. Teraz w ciągu zaledwie dwóch miesięcy zginęło ich dwukrotnie więcej.
Liczby są tym bardziej niepokojące, że hiszpańskie władze od kilku lat starają się wprowadzać zabezpieczenia, na przykład gdy idzie o prawo do spożywania alkoholu przez publiczność. W 2010 r. Katalonia, jako druga prowincja Hiszpanii po Wyspach Kanaryjskich, całkowicie zakazała spektaklu z zabijaniem byków.
„Koniec korridy?" – zatytułował swoją czołówkę dziennik „El Mundo", gdy po Penafiel i Toledo, Walencji, Murcii i Castellon byk zabił kolejnego Hiszpana w Leridzie.
Odpowiedzi na pytanie pisma szybko jednak nie będzie. W Hiszpanii korrida to wielka sprawa. W ubiegłym roku w całym kraju przeprowadzono ponad 2 tys. walk byków, w którym zabito przeszło 7 tys. zwierząt. Zdaniem Juana Mediny, wykładowcy na Universidad de Extremadura, każdego roku organizacja takich spektakli przynosi ok. 280 mln euro.
Gdy Hiszpanią rządzili socjaliści, wydawało się, że korrida odejdzie w przeszłość. Premier Jose-Maria Zapatero wprowadził zakaz transmisji walki byków przez telewizję publiczną. Ale w 2010 r. do władzy powrócili konserwatyści i Mariano Rajoy, entuzjasta korridy, odwrócił decyzję poprzednika. Za jego rządów wprowadzono także ustawę, która uznaje korridę za część „dziedzictwa kulturowego kraju".