Choć od tragicznych wydarzeń 11 marca 2011 roku upłynęło już wiele czasu, a japoński rząd rozpoczął restarty atomowych reaktorów, wszystko wskazuje na to, że Fukushima wciąż może stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców.
Katastrofa w elektrowni atomowej zmroziła świat. Słynący z perfekcji Japończycy nie dopilnowali zasad bezpieczeństwa w ośrodku w Fukushimie. Raport krajowej komisji z połowy 2012 roku wysłał w świat słynne zdanie o tym, że zawiniła japońska mentalność i brak umiejętności porozumiewania się ludzi między sobą. Niecałe dwa miesiące temu swoje dochodzenie wyjaśniające powody incydentu zakończyła także międzynarodowa agencja energii atomowej (IAEA).
Drugi raport przeszedł praktycznie bez echa. Wymieniono w nim jeszcze więcej nieprawidłowości spod znaku "made in Japan", jednak prawie nikt nie wydał się tym przejęty. Rząd po miesiącach zaciskania pasa i zaciągania kolejnych długów na poczet gazu i ropy sprowadzanej z zagranicy ochoczo wrócił do pierwotnego planu restartowania reaktorów profilaktycznie wyłączonych od 4 lat. Standardy bezpieczeństwa miały być rzekomo dopracowane i oparte na nowych zasadach, plany ewakuacji dające możliwość szybszej niż wcześniej reakcji, ale to tylko kolejna japońska fasada nie mająca wiele wspólnego z rzeczywistością. W kraju, który czeka na nieuchronne i wciąż nie dające się przewidzieć gigantyczne trzęsienie ziemi, budzą się także coraz częściej wulkany. Mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa elektrowni atomowych, które znajdą się w ich sąsiedztwie.
Wydawać by się mogło, że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie budował, a co dopiero przywracał do działania kompleksu z reaktorami w niedalekim pobliżu wulkanu. Jednak Japonia rządzi się innymi prawami i do takiej sytuacji dochodzi na południu kraju, wyspie Kyushu. Elektrownia Sendai zrestartowana 11 sierpnia znajduje się niecałe 50 km od wulkanu Sakurajima, który zaledwie cztery dni po tym wydarzeniu dawał znaki, że poważnie zastanawia się nad erupcją. Agencja meteorologiczna zalecała, by mieszkańcy z terenów położonych w promieniu 4 km od krateru opuścili swoje domy.
Jakby tego było mało, w odległości 150 km od dopiero co włączonego reaktora można znaleźć aż 14 aktywnych obecnie wulkanów. Nikomu to jednak nie przeszkadza, kierownictwo elektrowni Sendai twierdzi, że aparatura i budynki są w stanie wytrzymać nawet 15 cm wulkanicznego pyłu, jeżeli miałoby dojść do takiego wydarzenia. Optymizm w tym przypadku jest odrobinę bezzasadny (mając w pamięci zaniedbania z Fukushimy) i niepoparty rzeczywistością. Sendai juz w tydzień po restarcie miało problem z wodą morską, która przeciekała do systemu chłodzenia, natomiast wrześniowy tajfun Etau, który zmusił dziesiątki tysięcy Japończyków do tymczasowej przeprowadzki, zakłócił także prace w samej Fukushimie. Prawdopodobnie mógł również rozprzestrzenić skażoną wodę wciąż wydostającą się z uszkodzonych reaktorów.