Z powodu sporu o Partnerstwo z wyjazdu na szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku w Manili zrezygnował prezydent Władimir Putin i wysłał tam premiera Dmitrija Miedwiediewa.
– Sugerowano, że nas i jakieś inne państwa chcieliby widzieć jako uczestników, ale szczerze mówiąc, żadnych dokumentów na ten temat nie dostałem i oficjalnych zaproszeń też nie dostałem – mówił w filipińskiej stolicy Miedwiediew na temat udziału Rosji w Partnerstwie.
Półtora miesiąca wcześniej 12 państw regionu podpisało umowę o Partnerstwie Transpacyficznym (TPP), 30-stronicowy dokument liberalizujący zasady handlu i inwestycji między nimi. Pomysł takiego porozumienia narodził się w USA i to one przez siedem lat prowadziły negocjacje o jego utworzeniu.
– Widać wyraźnie, że TPP to kolejna próba USA zbudowania wygodnej dla siebie architektury regionalnej współpracy gospodarczej – mówił jeszcze we wrześniu prezydent Władimir Putin. Rosyjski przywódca miał pretensje o to, że negocjacje w sprawie Partnerstwa prowadzono tajnie. Z tego samego powodu atakowali je antyglobaliści i amerykańskie organizacje obrony praw człowieka. Prawdziwą burzę wywołało opublikowanie przez WikiLeaks części wynegocjowanych już dokumentów, które – zdaniem krytyków – miały umacniać rządy amerykańskich i międzynarodowych korporacji w słabszych państwach regionu. Część jednak amerykańskich ekspertów sądzi, że na nowym porozumieniu najbardziej zyskają małe i średnie przedsiębiorstwa.
Rosyjski przywódca popełnił ogromny błąd polityczny i gospodarczy, gdyż nie zgodził się dołączyć do rozmów o tworzeniu tej strefy wolnego handlu na Oceanie Spokojnym. – Rosja nie zamierzała w tym uczestniczyć, uważając, że to i tak się nie uda bez niej i Chin. A gdy podpisano porozumienie, to się po prostu obraziła – tłumaczył Jewgienij Awdekuszin z centrum badań azjatyckich moskiewskiego uniwersytetu.