Rzeczpospolita: Gdyby nie zamachy w Paryżu, Front Narodowy nie wygrałby wyborów regionalnych?
Bruno Gollnisch: Wynik jest znakomity, ale to jest tylko część stałego, długotrwałego trendu wzrostu znaczenia naszego ugrupowania. Już dziesięć lat temu ówczesny premier Laurent Fabius przyznał, że tylko my stawiamy prawdziwe pytania, i coraz więcej Francuzów zdaje sobie sprawę, że tylko my potrafimy na nie odpowiedzieć. Chodzi o przyszłość demograficzną kraju, utrzymanie przez niego suwerenności, powstrzymanie lawinowego wzrostu przestępczości. Ale także ochronę naszych przedsiębiorstw przed nieuczciwą konkurencją w ramach globalnej gospodarki, w tym ze strony nowych krajów członkowskich.
I jaka jest odpowiedź na te pytania?
Mamy kompleksowy program. Chcemy wprowadzić cła, które ochronią nas przed towarami produkowanymi w niewolniczych warunkach w Azji, proponujemy wpuszczać tylko tych imigrantów, którzy akceptują naszą kulturę, a w stosunkach międzynarodowych musimy się kierować zasadą wzajemności – nie może być tak, że Arabia Saudyjska buduje we Francji setki meczetów o radykalnym nastawieniu, a sama nie zgadza się na wolność kultu dla chrześcijan.
W 2002 r. jako szef kampanii Jean-Marie Le Pena poniósł pan porażkę. Za półtora roku Marine Le Pen zdobędzie Pałac Elizejski?