To Gui Minhai, chiński księgarz narodowości szwedzkiej, który był jednym z właścicieli księgarni panującej wydanie nowej publikacji o rzekomych romansach i wyskokach popełnianych w młodości obecnego prezydenta kraju, Xi Jinpinga. Gui przed kamerami twierdził, że sam się oddał w ręce władz. Powodem miały być wyrzuty sumienia po tym, jak przed 11 laty popełnił przetestować drogowe. Po pijanemu miał śmiertelnie potrącić kobietę w mieście Ningbo.

Wydawnictwo Mighty Current nie schodzi z pierwszych stron gazet. Mieszkańcy Hongkongu obawiają się, że wolność słowa w ich kraju może zostać ograniczona. Gui jak na razie przyznaje się do tego, że od lat nękały go wyrzuty sumienia, że musiał żyć w ciągłym stresie i w obawie o brak możliwości powrotu do domu. Dodawał, że pomimo posiadania szwedzkiego paszportu od 1996 roku wciąż czuje się pełnoprawnym Chińczykiem. Według agencji Xinhua prosił także władze Szwecji, by nie interweniowały w jego sprawie.

W 2004 roku wydawcy zasądzono wyrok 2 lat więzienia w zawieszeniu, z tego powodu także opuścił Chiny. Przyznał się, że wyjechał na fałszywych dokumentach. Telewizja nadała nawet fragmenty wywiadu z matką ofiary. Szwedzi dopytują się o stan zdrowia Gui, martwiąc się także o innego Szweda, Petera Dahlina, aktywistę praw człowieka, który został zatrzymany przez Pekin ze względu na zagrożenie krajowego bezpieczeństwa. Chiński MSZ twierdzi, że nie ma już w tej sprawie nic więcej do dodania.

Wciąż nie wiadomo, co dzieje się z pozostałymi zaginionymi ksiegarzami. Chińska TV nie pierwszy raz emitowała nagrania sprzed lat dotyczące osób, przed rokiem np. był to materiał o dziennikarce Gao Yu, która przyznała się do sprzedawania tajnych informacji zagranicznym serwisom internetowym. Po pewnym czasie Gao informowała, że oświadczenie zostało nagrane pod przymusem.