Mowa o tzw. Littoral Combat Ship, okrętach nowej generacji, które można określić mianem dużych klocków dla marynarzy. Składają się z rozmaitych modułów, które można w razie potrzeby wymienić na inne. Jednostki projektowane jako LCSy to szkielet oraz dodatki, które decydują o aktualnym charakterze i przydatności.
Okręty miały być tanie, szybkie w produkcji i przewidziane do działań przybrzeżnych. W praktyce sytuacja przedstawia się inaczej. Zarówno USS Milwaukee jak i USS Fort Worth kosztujące każde po 360 mln dolarów zaczęły się psuć jeden po drugim. Pechową dla marynarki passę rozpoczął ten pierwszy, który w grudniu po zaledwie miesiącu działania odmówił posłuszeństwa na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Planowany kurs do portu przeznaczenia w San Diego uniemożliwił metalowy odłamek wykryty w systemach filtrowania płynów silnikowych. Maszyny musiały pójść na pełen stop, ponieważ Milwaukee nie miał siły płynąć dalej.