Wydarzenia w elektrowni Three Miles Island zasiały ziarno strachu w Amerykanach. Przeciwnicy budowy elektrowni atomowych zaczęli stawiać znak równości pomiędzy elektrownią jądrową a bombą atomową. Ta fobia wynikała jednak z nieznajomości różnic między reakcją termojądrową, jaka zachodzi w reaktorze elektrowni, a detonacją bomby atomowej. W elektrowni jądrowej używa się nisko wzbogaconego uranu (20–30 proc.), a sam proces rozszczepiania jąder wywoływany neutronami jest stale kontrolowany poprzez chłodziwo pełniące jednocześnie rolę moderatora ilości przepływanych neutronów. Paliwo to w żaden sposób nie może wywołać eksplozji. Natomiast w bombie atomowej stosowane jest paliwo uranowe lub plutonowe wzbogacone do wartości powyżej 90 proc. Niekontrolowaną, łańcuchową reakcję termojądrową inicjuje zwykły, konwencjonalny ładunek wybuchowy. Eksplozja bomby atomowej powoduje powstanie potężnej fali uderzeniowej,
promieniowania przenikliwego jonizującego gamma i neutronowego promieniowania cieplnego, a także impulsu elektromagnetycznego zakłócającego ziemskie pole magnetyczne. Efektem ubocznym jest skażenie promieniotwórcze. Bomba wodorowa, w której odbywa się proces syntezy jąder lekkich pierwiastków wodoru i helu, ma znacznie większą niż atomowa siłę zniszczenia.
Ponura tajemnica Kysztymy
W wyniku współpracy kanadyjskich i brytyjskich instytutów do badań nad energią jądrową w kanadyjskiej prowincji Ontario powstało w 1942 r. Nuklearne Laboratorium Badawcze w Chalk River. Trzy lata później uruchomiono tam pierwszy znajdujący się poza Stanami Zjednoczonymi reaktor nuklearny moderowany ciężką i lekką wodą. Jednak już 12 grudnia 1952 r. nastąpiła pierwsza z dwóch poważnych awarii reaktora. Na skutek błędnych decyzji operatorów podniosła się gwałtownie temperatura chłodziwa i pary, a następnie doszło do stopienia części prętów paliwowych i kilkakrotnych eksplozji pary i wodoru. Nastąpił częściowy wyciek skażonej wody do rzeki Ottawa, a do atmosfery przedostały się promieniotwórcze związki lotne. Wśród setek kanadyjskich i amerykańskich żołnierzy biorących udział w oczyszczaniu i odkażaniu reaktora oraz jego otoczenia znajdował się służący w US Navy młody inżynier nuklearny Jimmy Carter – późniejszy prezydent USA.
W 1957 r. w Chalk River wydarzył się kolejny wypadek. Skutkiem przegrzania stopiło się kilka prętów paliwowych, po czym nastąpił pożar reaktora. Żeby nie narażać ratowników, do usunięcia awarii użyto dźwigu, ale zabójcze promieniowanie cząsteczek alfa i tak wydostało się poza reaktor. System wentylacyjny był zablokowany pomimo włączonej funkcji „otwarty". Z 600 osób biorących udział w odkażaniu i czyszczeniu część znalazła się w obszarze napromieniowanym. Ku zdumieniu lekarzy późniejsze oficjalne raporty medyczne nie potwierdziły katastrofalnych dla zdrowia skutków wystawienia na napromieniowanie jonizuje. Zadziwiający jest fakt, że tylko niektóre dane wskazywały na niewielki statystycznie wzrost zachorowań na choroby nowotworowe w tej grupie osób. Awarie w Chalk River zaklasyfikowano jako piaty stopień w międzynarodowej skali INES (International Nuclear and Radiological Event Scale).
29 września 1957 r. w Kombinacie Chemicznym „Majak" w obwodzie czelabińskim w Kysztymie na Uralu nastąpiła awaria systemu chłodzącego przechowywanych tam odpadów radioaktywnych, w wyniku której doszło do silnej eksplozji. Do atmosfery przedostała się ogromna ilość substancji promieniotwórczych, które skaziły obszar wielkości 20 tys. km2 zamieszkany przez tysiące ludzi, pracowników elektrowni i nieświadomych śmiertelnego zagrożenia mieszkańców okolic. Oblicza się, że tego dnia promieniowanie radioaktywne mogło osiągnąć poziom 20-krotnie wyższy niż w Czarnobylu w 1986 r. Katastrofa kysztymska osiągnęła stopień szósty w skali INES. Przeszło pół miliona ludzi narażonych zostało na działanie promieniowania jonizującego. W oczyszczaniu i odkażaniu silnie skażonego radioaktywnie obszaru wzięły udział oddziały wojska i ludność cywilna. Niezależne raporty donosiły, że w akcji oczyszczania udział wzięli także uczniowie i kobiety w ciąży. Zgodnie z haniebną sowiecką tradycją ukrywania i przemilczania niewygodnych faktów, do dziś nie jest znana dokładna liczba ofiar „katastrofy kysztymskiej". W 1957 r. nie było jeszcze okołoziemskiej obserwacji satelitarnej zdolnej wykryć wzrost promieniowania radioaktywnego w atmosferze. Podejrzewa się, że jednym z celów misji szpiegowskiej zestrzelonego 1 maja 1960 r. nad ZSRR amerykańskiego samolotu U-2 pilotowanego przez Garry'ego Powersa było sfotografowanie właśnie skażonego Obwodu Czelabińskiego i rejonu Kysztymy. Odkrywane stopniowo fakty dotyczące tej katastrofy są przerażające i stanowią oskarżenie bezdusznego systemu, w którym życie i zdrowie ludzkie miało niewielkie znaczenie. Kysztymę przemianowano na Oziorsk, jakby chciano poprzednią nazwę wymazać z archiwów i pamięci ludzkiej.
Czarnobylskie zaniedbania
To jednak nie koniec tragicznych w skutkach awarii elektrowni atomowych na całym świecie. W 1958 r. w Windscale Wielkiej Brytanii nastąpił wyciek substancji promieniotwórczych, w tym głównie jodu-131 w ilościach i stężeniu, jakie nie stanowiły zagrożenia dla życia. Awaria została oceniona jako stopień piąty w skali INES. Przez pewien czas produkty rolnicze pochodzące z okolicznych obszarów zostały uznane, jako nienadające się do spożycia.