Turcja: Terroryści bez trudu uderzają w Stambuł

Zamach na nocny klub w Stambule, w którym zginęło przynajmniej 39 osób, pokazuje, że mimo ciągłych ataków kraj wciąż nie potrafi się skutecznie bronić przed terrorystami.

Aktualizacja: 01.01.2017 19:47 Publikacja: 01.01.2017 18:20

Turcja: Terroryści bez trudu uderzają w Stambuł

Foto: AFP

Zamachowiec najpewniej działał sam. Około 1.15 nad ranem pojawił się przed ekskluzywnym klubem Reina, gdzie bawiło się około 700 osób. Zabił jedynego policjanta, który chronił wejścia do budynku, i przypadkowego przechodnia. Chwilę później w środku zaczęła się rzeź. Terrorysta przez mniej więcej dziesięć minut strzelał z broni automatycznej, po czym przez kolejne pięć minut słychać było wybuchy granatów.

Świadkowie opowiadają o niemal identycznym scenariuszu jak z ataku na klub Bataclan w Paryżu w 2015 r.

– Najpierw myśleliśmy, że to kolejna seria sztucznych ogni, tylko głośniejszych. Ale kiedy ludzie zrozumieli, że chodzi o atak, zaczęli w panice biec w kierunku tarasu wychodzącego na Bosfor. Niektórzy rzucali się w mroźną wodę – opisuje w CNN Yunis Turk, jeden z uczestników sylwestrowej zabawy. W ataku zginęło przynajmniej 39 osób, a 69 zostało rannych. Co najmniej 16 zabitych to cudzoziemcy, w tym obywatele Izraela, Maroka, Arabii Saudyjskiej i Libanu.

Zanim nadeszły posiłki, terrorysta zdołał umknąć. Mimo mobilizacji całego aparatu policji i armii do niedzieli wieczorem władzom wciąż nie udało się go ani złapać, ani ustalić tożsamości. W chwili zamykania tego wydania „Rzeczpospolitej" do zamachu nie przyznała się też żadna organizacja terrorystyczna.

W sylwestrową noc Stambuł miał być chroniony jak nigdy, bo Turcja, a przede wszystkim jej dawna stolica, od wielu miesięcy przeszła serię krwawych zamachów. Zaledwie 10 grudnia w wyniku atak w trakcie meczu na pobliskim stadionie Besiktas zginęły 44 osoby, a 155 było rannych. Dlatego w noc sylwestrową ulice miasta patrolowało aż 17 tys. policjantów. Ale najwyraźniej nie byli tam, gdzie trzeba: choć właściciel Reina otrzymał dziesięć dni wcześniej sygnał od amerykańskiego wywiadu, że celem mogą być większe zgromadzenia ludzi w ostatnią noc roku, klub prawie nie miał ochrony policji.

W Ankarze podejrzenia padają przede wszystkim na tzw. Państwo Islamskie. Klub Reina był uczęszczany głównie przez bogatych ekspatów i młodych tureckich yuppies. To wyjątkowo ładne miejsce nad europejskim brzegiem Bosforu, skąd rozciąga się wspaniały widok. Środek dzielnicy Besiktas, jednej z najdroższych w tureckiej metropolii. Podobnie jak w ataku na Bataclan chodziło więc głównie o zniszczenie pewnego stylu życia, doprowadzenie do otwartego konfliktu między Turcją laicką i Turcją religijną.

Ale motywów ataku może być więcej. W ubiegłym tygodniu tureckie władze porozumiały się z Rosją i Iranem w sprawie pokoju w Syrii, który zakłada pozostanie u władzy reżimu Baszara Asada. Jednocześnie turecka armia od czterech miesięcy prowadzi ofensywę przeciwko oddziałom tureckim po syryjskiej stronie granicy.

– Będziemy walczyć z zagrożeniem terrorystycznym do końca, nie damy się zastraszyć – zapowiedział prezydent Recep Erdogan.

Jednym z pierwszych, którzy przysłali depesze kondolencyjne, był Władimir Putin. Zapewnił, że Rosja „stoi ramię w ramię" z Turcją w walce z zagrożeniem terrorystycznym. Erdogan od 2012 r. próbował przekonać Baracka Obamę do interwencji w Syrii, która doprowadzi do obalenia reżimy Asada. W końcu uznał jednak, że lepiej wejść w porozumienie z Rosjanami i przynajmniej oddalić ryzyko powstania po syryjskiej stronie granicy niezależnego państwa kurdyjskiego.

Po fali ataków terrorystycznych Egipt przestał być ulubionym miejscem spędzania wakacji przez Europejczyków, w tym Polaków. Teraz podobny los może spotkać i Turcję.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1173