Pojawiła się nawet groźba, że staną się elementem wojny polsko-polskiej. Że okaże się, iż ci, co podkreślają, że miliony ginęły w niemieckich obozach na terenie okupowanej Polski, to pisowcy, a antypisowcy to zwolennicy określenia „obozy nazistowskie" (bo przecież nie niemieckie). W bloku antyrządowym wyłaniała się już nawet frakcja radykalna, która wszystkie obozy – z czasów III Rzeszy i po jej upadku – uważa za polskie, bo jej zdaniem wszystko co polskie to ksenofobiczne i mordercze.
Podważanie prawdy historycznej po to, by dokopać przeciwnikom politycznym, to działalność szkodliwa dla Polski. Walka z „polskimi obozami" była i musi być ponadpartyjna. Zaczynała ją – przypomnę – redakcja „Rzeczpospolitej" wraz z Adamem Rotfeldem, szefem MSZ w czasach lewicowego rządu Marka Belki. Nie chcieliśmy się bezradnie przyglądać rozprzestrzenianiu się po świecie kłamstw uderzających w Polskę.
A był to okres, gdy „polskie obozy" pojawiały się niemal codziennie. Dlaczego tak się działo (i nadal dzieje)? Przyczyn jest wiele, ale dadzą się sprowadzić do jednej: w czasie gdy na Zachodzie dokonywała się ocena II wojny światowej, Polska nie miała prawa głosu, była PRL-em. Niemcy w debacie brały udział. Parę dekad po upadku III Rzeszy były krajem sukcesu, sympatycznym i atrakcyjnym. Zbrodnie bardziej pasowały do nazistów niż do Niemców. A ponieważ wielu z nich dokonali oni na terenie okupowanej Polski, zaczęły się one kojarzyć z Polską. Z każdym rokiem określenie „nazistowski" stawało się coraz bardziej abstrakcyjne, aż doszło do tego, że tylko garstka uczniów w Niemczech wiedziała, iż ich ojcowie czy dziadkowie byli nazistami. A co dopiero mówić o wiedzy w innych krajach.
Wizerunek Polski, niesprawiedliwie ukształtowany przed laty, zmienia się trudno. Polscy politycy z wszelkich formacji powinni w tej kwestii współpracować. Prawda historyczna to nie jest temat do międzypartyjnych i międzyplemiennych połajanek.
Dobrze, że dostrzegł to Ryszard Petru, odcinając się od twitterowych wypowiedzi swojego partyjnego kolegi Pawła Rabieja. Lider Nowoczesnej przypomniał, że nie można relatywizować odpowiedzialności Niemiec za obozy. Bo nie można.