– Usłyszeliśmy głos ulicy. Miał miejsce deficyt komunikacji rządu ze społeczeństwem – oznajmił w sobotę premier Sorin Grindeanu dziennikarzom. Zapowiedział zwołanie specjalnego posiedzenia rządu. Na ministra sprawiedliwości zrzucił odpowiedzialność za niewyjaśnienie intencji rządu zapisanych w kontrowersyjnym dekrecie o depenalizacji karygodnych działań urzędników państwowych. Mieliby oni nie ponosić żadnych prawnych konsekwencji za nadużycie władzy, jeżeli wartość wynikających z tego tytułu szkód byłaby mniejsza niż 200 tys. lei, czyli ok. 45 tys. euro.
Gdy premier ogłaszał w sobotę zamiar wycofania się z realizacji dekretu, na ulicach największych miast demonstrowało 300 tys. mieszkańców, z czego połowa w samym Bukareszcie.
W niedzielę rząd zebrał się na nadzwyczajnym posiedzeniu, podejmując decyzję o wycofaniu się ze swych zamierzeń. Protestujący czuwali na ulicach, nie dowierzając rządowi. Tak licznych demonstracji w Rumunii nie było od czasów obalenia Nicolae Ceausescu. Ani też trwających tak długo bez przerwy, mianowicie od ostatniej niedzieli stycznia. Pierwsze protesty wyprzedziły ogłoszenie w ubiegły wtorek dekretu rządowego.
Jego postanowienia odczytane zostały przez wiele grup społecznych, w tym także prezydenta Klausa Iohannisa, jako zaproszenie do korupcji. Wprawdzie w treści dekretu nie ma mowy o korupcji – ta miała być jak dotychczas ścigana na podstawie znowelizowanej kilka lat temu ustawy – ale obywatele mają swą intuicję i wiedzą, że rządowi ufać nie można. Przynajmniej w tej sprawie. Koalicyjny rząd Sorina Grindeanu powstał zaledwie kilka tygodni temu w wyniku grudniowych wyborów parlamentarnych i wszystko wskazywało na to, że kontrowersyjne pomysły nie wywołają natychmiastowej reakcji społecznej.
– W czasie kampanii wyborczej nie było mowy o żadnych regulacjach dotyczących zwalniania urzędników z odpowiedzialności ani tym bardziej amnestii dla skazanych za korupcję – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Ion Ionita z niezależnego dziennika „Adevarul". Rzecz w tym, że oprócz dekretu pojawił się projekt ustawy o amnestii, na mocy której na wolność wyjść mieli wszyscy odbywający karę do pięciu lat więzienia. Mało kto uwierzył rządowi, że planowana ustawa jest realizacją zastrzeżeń Brukseli dotyczących przeludnienia rumuńskich więzień. W powszechnej opinii chodzi o zwolnienie z odpowiedzialności wielu ustosunkowanych osób skazanych w ostatnich latach. W więzieniach znajduje się grono polityków, nieuczciwych biznesmenów oraz skorumpowanych urzędników. Za kratki trafił nawet były premier Adrian Nastase i wielu byłych członków rządu.