Rumunia: protesty obywatelskie pokonały rząd

Masowe protesty zmusiły władze do wycofania się ze zmian prawa osłabiających walkę z korupcją.

Aktualizacja: 05.02.2017 17:36 Publikacja: 05.02.2017 17:15

Takich manifestacji nie było w Rumunii od obalenia Nicolae Ceausescu blisko 30 lat temu.

Takich manifestacji nie było w Rumunii od obalenia Nicolae Ceausescu blisko 30 lat temu.

Foto: AFP, Daniel Mihailescu

– Usłyszeliśmy głos ulicy. Miał miejsce deficyt komunikacji rządu ze społeczeństwem – oznajmił w sobotę premier Sorin Grindeanu dziennikarzom. Zapowiedział zwołanie specjalnego posiedzenia rządu. Na ministra sprawiedliwości zrzucił odpowiedzialność za niewyjaśnienie intencji rządu zapisanych w kontrowersyjnym dekrecie o depenalizacji karygodnych działań urzędników państwowych. Mieliby oni nie ponosić żadnych prawnych konsekwencji za nadużycie władzy, jeżeli wartość wynikających z tego tytułu szkód byłaby mniejsza niż 200 tys. lei, czyli ok. 45 tys. euro.

Gdy premier ogłaszał w sobotę zamiar wycofania się z realizacji dekretu, na ulicach największych miast demonstrowało 300 tys. mieszkańców, z czego połowa w samym Bukareszcie.

W niedzielę rząd zebrał się na nadzwyczajnym posiedzeniu, podejmując decyzję o wycofaniu się ze swych zamierzeń. Protestujący czuwali na ulicach, nie dowierzając rządowi. Tak licznych demonstracji w Rumunii nie było od czasów obalenia Nicolae Ceausescu. Ani też trwających tak długo bez przerwy, mianowicie od ostatniej niedzieli stycznia. Pierwsze protesty wyprzedziły ogłoszenie w ubiegły wtorek dekretu rządowego.

Jego postanowienia odczytane zostały przez wiele grup społecznych, w tym także prezydenta Klausa Iohannisa, jako zaproszenie do korupcji. Wprawdzie w treści dekretu nie ma mowy o korupcji – ta miała być jak dotychczas ścigana na podstawie znowelizowanej kilka lat temu ustawy – ale obywatele mają swą intuicję i wiedzą, że rządowi ufać nie można. Przynajmniej w tej sprawie. Koalicyjny rząd Sorina Grindeanu powstał zaledwie kilka tygodni temu w wyniku grudniowych wyborów parlamentarnych i wszystko wskazywało na to, że kontrowersyjne pomysły nie wywołają natychmiastowej reakcji społecznej.

– W czasie kampanii wyborczej nie było mowy o żadnych regulacjach dotyczących zwalniania urzędników z odpowiedzialności ani tym bardziej amnestii dla skazanych za korupcję – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Ion Ionita z niezależnego dziennika „Adevarul". Rzecz w tym, że oprócz dekretu pojawił się projekt ustawy o amnestii, na mocy której na wolność wyjść mieli wszyscy odbywający karę do pięciu lat więzienia. Mało kto uwierzył rządowi, że planowana ustawa jest realizacją zastrzeżeń Brukseli dotyczących przeludnienia rumuńskich więzień. W powszechnej opinii chodzi o zwolnienie z odpowiedzialności wielu ustosunkowanych osób skazanych w ostatnich latach. W więzieniach znajduje się grono polityków, nieuczciwych biznesmenów oraz skorumpowanych urzędników. Za kratki trafił nawet były premier Adrian Nastase i wielu byłych członków rządu.

To efekt zdecydowanej walki z korupcją specjalnego wydziału Prokuratury Generalnej, która objęła śledztwem ponad tysiąc znanych powszechnie osób podejrzanych o praktyki korupcyjne. – Walka z korupcją dała w ostatnich latach nadspodziewanie dobre efekty – ocenia w rozmowie z „Rz" Iulia Cospanaru, wiceszefowa rumuńskiego oddziału Transparency International. Rumunia pnie się systematycznie w międzynarodowych statystykach, ale jest jeszcze na 24. miejscu w Europie, choć wyprzedziła już Włochy.

– Ludzie to docenili i obawiają się, że obecny rząd przywróci dawne zwyczaje – mówi Ion Ionita. Niemal zlikwidowany już został proceder korupcji policjantów w sytuacji przewinień drogowych, ale nadal powszechne są tego rodzaju praktyki w służbie zdrowia, w systemie edukacyjnym, nie wyłączając kupowania tytułów doktorskich. Obywatele nie tylko docenili sukcesy w walce z korupcją, ale też sami się do nich przyczynili. Zorganizowali np. masowy protest po pożarze popularnego klubu w Bukareszcie, który działał z naruszeniem wszelkich przepisów, opłacając się prawdopodobnie komu trzeba. Protesty z tego powodu doprowadziły do upadku rządu Victora Ponty. Okres prowizorki trwał do grudniowych wyborów, w których postkomunistyczna socjaldemokracja PSD pod przywództwem 57-letniego Liviu Dragnei zdobyła niemal połowę głosów.

Powołaniu Dragnei na premiera sprzeciwił się prezydent, gdyż szef socjaldemokratów został skazany na dwa lata w zawieszeniu za manipulacje w czasie nieudanego referendum w sprawie odwołania prezydenta Traiana Basescu przed pięcioma laty. Ciąży na nim także zarzut korupcji w postaci wypłaty dwóm urzędniczkom nienależnych świadczeń o równowartości ok. 24 tys. euro, gdy był politykiem samorządowym. W myśl rządowego dekretu oraz ustawy amnestyjnej rozdający karty w rumuńskiej polityce Liviu Dragnea stałby się formalnie czysty jak łza. Jak zresztą wielu mu podobnych. Dragnea mógłby więc objąć rządy. Jego PDS ma wielu zwolenników. Po wyborach zdołano już podnieść znacznie płace w administracji publicznej. Wkrótce zostaną przedstawione konkretne plany dotyczące pomocy rodzinie, w tym liczne programy wsparcia finansowego. W dodatku obniżone mają zostać podatki. Środki są, bo gospodarka Rumunii jest w dobrej kondycji. W roku ubiegłym zanotowano wzrost PKB o 4,7 proc.

Ostatnie protesty i niezwykła mobilizacja społeczeństwa świadczą o tym, że w systemie sprawowania rządów musi się w Rumunii wiele zmienić. Wprawdzie pozaparlamentarna opozycja nie wyłoniła jeszcze jednego lidera i przywództwa patrzącego rządowi na ręce, ale niewykluczone, że taki będzie trwały skutek. Trwały może też być konflikt rządu z prezydentem, który tydzień temu sam kroczył w jednej z manifestacji przeciwko rządowi.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.jendroszczyk@rp.pl

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1173