– Na ławie oskarżonych siedzi całe tureckie dziennikarstwo, a nie tylko ludzie z gazety „Cumhuriyet" – powiedział o rozpoczynającym się procesie Christophe Deloire, sekretarz generalny organizacji Reporterzy bez Granic.
W poniedziałek, który jest oficjalnym tureckim Dniem Wolności Prasy, wszystkim zarzucono „prowadzenie asymetrycznej wojny (czyli hybrydowej – red.)" przeciw prezydentowi kraju Recepowi Erdoganowi. – To jest jakieś kuriozum i absurd – podsumował akt oskarżenia adwokat Adil Demirci.
Do Pałacu Sprawiedliwości w Stambule dziesięciu aresztowanych przywieziono z aresztu, pięciu odpowiada z wolnej stopy, a dwaj sądzeni są zaocznie. Wszyscy są z jednej z najstarszych gazet kraju „Cumhuriyet" założonej jeszcze w 1924 roku – 16 lat po zniesieniu cenzury w Imperium Otomańskim, co świętowane było właśnie w poniedziałek. Do czasu prawie całkowitego rozgromienia redakcji jesienią 2016 roku była to największa i najbardziej szanowana gazeta znajdująca się w opozycji do prezydenta Erdogana i jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju.
Okno z widokiem na cmentarz
Areszty wśród dziennikarzy (ale również menedżerów oraz pracowników administracyjnych redakcji) zaczęły się w październiku 2016 roku. – Wsadzili do więzienia nawet chłopca roznoszącego herbatę w redakcyjnej kafejce. Krzyknął: „Gdyby tu przyszedł Erdogan, nie podałbym mu herbaty!". Policjant dyżurujący w redakcji zameldował o tym swoim dowódcom i chłopca zatrzymano następnego dnia o świcie – przypomniał przed procesem były redaktor naczelny gazety Can Dundar. Za kratkami znaleźli się też rysownik i księgowy redakcji.
Dundar jest jedną z dwóch osób sądzonych zaocznie w Stambule. Od roku przebywa na emigracji w Niemczech. Siedział już jednak w więzieniu jesienią 2015 roku, po opublikowaniu na pierwszej stronie gazety swojego artykułu o dostawach tureckiej broni dla islamistów w Syrii. Gdy zwolniono go z aresztu, wyjechał z kraju. Ale i tak skazano go zaocznie na pięć lat i dziesięć miesięcy więzienia za szpiegostwo.