Ostatni zamach w Nowym Jorku był już czwartym w tym roku dokonanym przez uzbeckich imigrantów – uciekinierów spod rządów jednej z najbardziej brutalnych dyktatur w Azji Środkowej.
Obecny rok rozpoczął się od sylwestrowego zamachu na nocny klub w Stambule, którego dokonał uzbecki terrorysta. W kwietniu Uzbek mieszkający w Rosji dokonał zamachu na metro w Petersburgu, a kolejny imigrant z tego kraju – cztery dni później w Sztokholmie.
W tym przypadku minister spraw zagranicznych Uzbekistanu Abdulaziz Kamiłow twierdził, że jeszcze przed atakiem Taszkient ostrzegał Szwedów przed terrorystą. Jednak minister zarzekał się, że Państwo Islamskie zwerbowało zamachowca już po jego wyjeździe z Uzbekistanu.
Ostatni zamach w tym kraju miał miejsce w 2004 roku, gdy terroryści samobójcy zaatakowali ambasady USA i Izraela, a wcześniej zdetonowali ładunek na bazarze. Rządzący w owym czasie prezydent Islam Karimow odpowiedział brutalnymi represjami. Organizacje obrony praw człowieka zaczęły alarmować, że w państwie powstają obozy koncentracyjne dla wszystkich przeciwników władz, a tortury w aresztach i więzieniach są zwyczajową normą.
„Gospodarcze możliwości Uzbekistanu są niewielkie, politycznych swobód jest tam mało i to połączenie popycha młodych mężczyzn w objęcia radykalnych organizacji" – uważa „Wall Street Journal". Jednak w samym Uzbekistanie takie organizacje zostały prawie całkowicie zniszczone dwiema rządowymi falami terroru: w latach 90. – w czasie tłumienia powstania islamistów, i dobite po zamachach w 2004 roku.