Zwolennicy tradycyjnej rodziny nadzieje pokładali w Senacie, gdzie większość ma wciąż prawica. Ale na próżno. Przewodniczący izby wyższej parlamentu Gerard Larcher, choć wywodzi się z gaullistowskich Republikanów, przyznał, że jest „dość otwarty" na projekt przepisów, które miesiąc temu przyjęła Izba Deputowanych.
Ustawa o bioetyce, która ma wejść w życie latem przyszłego roku, oznacza głęboką rewolucję cywilizacyjną. Tak jak obiecał w kampanii wyborczej Emmanuel Macron, zezwala ona samotnym kobietom i parom lesbijek na wykorzystanie takich technik jak in vitro, aby mieć potomstwo. Wątpliwości etyczne, czy dla spełnienia oczekiwań dwóch osób dorosłych można poświęcać prawo dziecka do posiadania ojca, zostały pominięte. Choć żadne z ugrupowań nie wprowadziło dyscypliny głosowania, projekt poparła przytłaczająca większość La Republique en Marche, partii prezydenta. Za przepisami głosowało 359 deputowanych, 114 było przeciwnych, a 72 wstrzymało się od głosu.
Taka postawa odzwierciedla postawę społeczeństwa. Z sondażu Odoxa wynika, że 63 proc. Francuzów opowiada się za prawem par lesbijek i samotnych kobiet do korzystania z technik wspomaganego zapłodnienia. To aż o 6 pkt proc. więcej niż jeszcze na początku października.
Ale Francuzi chcą pójść dalej. 68 proc. uważa, że pary heteroseksualne, które same nie mogą mieć potomstwa, powinny mieć prawo do legalnego korzystania z usług matek zastępczych. A 53 proc. twierdzi, że takie prawo powinno też przysługiwać parom gejów. To odpowiednio o 8 i 12 pkt proc. więcej niż na początku października.
Na razie ustawa o bioetyce nie dopuszcza takiej możliwości. Ale zdaniem części ekspertów szybko będzie trzeba ją zmodyfikować, bo zakłada sprzeczną z konstytucją dyskryminację homoseksualnych mężczyzn na tle płci. Parlament nie zdecydował się też na dopuszczenie do zapłodnienia kobiet nasieniem osób, które umarły. Taka praktyka jest legalna m.in. w Belgii, Hiszpanii, Holandii czy Wielkiej Brytanii, choć już nie we Włoszech czy w Niemczech.