Słowa Sloty padły podczas wyjazdowego posiedzenia rządu w Martinie i były reakcją na wypowiedź pani Goncz, która porównała SNS do ugrupowań o charakterze parafaszystowskim.

Słowacki premier Robert Fico odmówił komentarza na temat zachowania swojego koalicjanta. Niezręczną sytuację łagodził szef dyplomacji Jan Kubisz. – Proszę o wybaczenie. To nie jest język słowackiego narodu – oświadczył w krótkim wywiadzie dla publicznej telewizji.

Węgrzy jednak nie kryli oburzenia. – Tych wulgaryzmów nie można nawet komentować – oświadczył rzecznik węgierskiego resortu spraw zagranicznych Lajos Szelestey. Komentowali natomiast przedstawiciele 450-tysięcznej mniejszości węgierskiej na Słowacji. – To polityczna suterena – stwierdził na konferencji prasowej w Bratysławie Pal Csaky, lider Partii Węgierskiej Koalicji (SMK).

Słowa o rozczochranej babie nie są pierwszą tego typu wypowiedzią szefa Słowackiej Partii Narodowej. Dwa tygodnie temu Jan Slota w Bratysławie podczas posiedzenia rady koalicji rządowej nazwał rzeźbę świętego Stefana (patrona Węgier uznanego za budowniczego chrześcijańskiej Europy) stojącą na budapeszteńskim Wzgórzu Zamkowym "pomnikiem jakiegoś błazna na koniu". Wówczas sekretarz stanu węgierskiego MSZ Gabor Szentivanyi oświadczył, że Slota "obraził Węgrów, poniżając ich najświętsze wartości narodowe".

Dziś skutkiem słów szefa SNS może być zamrożenie stosunków słowacko-węgierskich. Choć od wielu tygodni przygotowywano bezpośrednie rozmowy szefów rządów obu państw, Węgrzy oświadczyli, że w najbliższym czasie nie widzą szans na spotkanie.