Informacje na ten temat pojawiły się wczoraj w brytyjskiej prasie. Według tabloidu „The Sun” tylko w zeszłym roku 10 tysięcy Polek przyjechało na Wyspy, żeby poddać się aborcji. Jak alarmuje gazeta – brytyjskiego podatnika mogło to kosztować nawet 10 milionów funtów. Zgodnie z tamtejszym prawem aborcję refunduje bowiem państwowa służba zdrowia.
Po przyjeździe na Wyspy wystarczy otrzymać zaświadczenie o tymczasowym zatrudnieniu, aby uzyskać bezpłatny dostęp do usług medycznych. – Wtedy już nie ma problemu. Mogą powiedzieć: nie wiedziałam, że byłam w ciąży, zanim tu przyjechałam. Jestem teraz w trudnej sytuacji i potrzebuję pomocy – powiedział „The Sun” chcący zachować anonimowość lekarz z Londynu.
Trudno jednak powiedzieć, jaka jest rzeczywista skala aborcyjnej turystyki na linii Polska – Wielka Brytania, bo gazeta „The Sun” powołuje się na dane polskiej Federacji Kobiet i Planowania Rodziny. Ta zaś utrzymuje, że takich danych nie posiada. Co więcej, „The Sun” twierdzi, że rozmawiał z rzeczniczką federacji, podczas gdy nigdy w tej sprawie do Warszawy nie dzwonił. – Nie ma danych statystycznych, ale szacuje się, że 80 procent kobiet pochodzących z Europy Środkowo-Wschodniej, które na Wyspach dokonują aborcji, to Polki – przyznaje jednak w rozmowie z „Rz” Wanda Nowicka, szefowa federacji. I dodaje: –Często spotykam brytyjskich lekarzy, którzy potwierdzają, że Polki poddają się coraz częściej zabiegom.
[wyimek]Zgodnie z polskim prawem kobieta, która poddaje się aborcji,nie popełnia przestępstwa[/wyimek]
Z aborcji znane są kliniki Marie Stopes. Z ich porad w całym kraju korzysta rocznie około 100 tysięcy osób. Również Polki. – Nie prowadzimy statystyk dotyczących narodowości. Jeżeli kobieta mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii, nie interesuje nas, skąd pochodzi. Ale Polki trafiają do nas niemal każdego dnia – mówi „Rz” Tony Kerridge z Marie Stopes.