Do Rzymu przyjechało dużo więcej Polaków, niż spodziewał się tego jeszcze w czwartek ks. Piotr Studnicki z biura pielgrzymkowego przy kościele św. Stanisława w Rzymie, czyli – jak szacował wówczas – 80 tys. osób. Pielgrzymi z ojczyzny Jana Pawła II przyjechali na miejsce kilka dni przed beatyfikacją.
Monika Mużacz-Kowal, prawniczka, która, jak mówi o sobie, reprezentuje rocznik papieski – 1978, przyjechała z mamą z Lublina. Była też z grupą Polaków na pogrzebie Jana Pawła II. – Staliśmy tu i nagle Włosi zaczęli coś skandować – opowiada. – Coraz głośniej i głośniej. Spytałam, co krzyczą. A to było „Santo subito". Wytłumaczyli nam, co to znaczy, więc i my zaczęliśmy poprzez łzy skandować z nimi. Dla nas Jan Paweł II był święty już za życia. Przyjechaliśmy do Rzymu na pogrzeb pożegnać Ojca, przyjaciela i wtedy, w tym momencie dzięki tym Włochom dotarło do nas, że właśnie narodził się święty też dla nieba. A teraz Kościół to potwierdza.
Mużacz-Kowal podkreśla, że ważne jest, co z tą radością zrobią rodacy, co wyniosą z tej beatyfikacji. – Żeby to nie pozostało tylko w sferze emocji. Nie możemy Ojcu Świętemu zrobić wstydu – mówi.
Wśród rozśpiewanych grup pielgrzymów z całego świata na placu św. Piotra było wielu Polaków. Ekipy telewizyjne oblegały trzy panie w imponujących zakopiańskich strojach. Pochodzą ze wsi Podczerwone, ale przyjechały na beatyfikację z „polskiej Częstochowy", czyli Doylestown z Pensylwanii, gdzie mieszkają od lat.
Gaździna Anna Świątek była już w Rzymie na pogrzebie papieża. Teraz wraz z dziesięcioma osobami przyjechała na beatyfikację. Przywieźli obrazy siostry Faustyny i ks. Popiełuszki, które w niedzielę przyniosą na plac, żeby były blisko „naszego Ojca Świętego".